niedziela, 7 grudnia 2025

„Modlitwa Jabesa” czy...



„Modlitwa Jabesa” 

Książka stała się bestsellerem, a cytat z 1 Kronik 4:10 jest dziś pewnie częściej cytowany niż jakakolwiek linijka Modlitwy Pańskiej. I rozumiem to. Naprawdę.  


Któż z nas nie chciałby, żeby Bóg „hojnie mu błogosławił” i „rozszerzał jego granice”? To brzmi jak obietnica, na którą czekaliśmy całe życie: więcej wpływów, więcej bezpieczeństwa, więcej sukcesu – i wszystko to w imię Boże.  


Ale właśnie dlatego warto się zatrzymać i zadać sobie szczere pytanie, które sam sobie kiedyś zadałem:  

Czy to jest modlitwa, której naprawdę nauczył nas Jezus?  


Spójrzmy na obie modlitwy obok siebie – nie po to, żeby się kłócić, ale żeby zobaczyć, dokąd każda z nich nas prowadzi.  


"Modlitwa Jabesa" (przynajmniej w popularnej wersji) mówi mniej więcej tak:  

"Obyś mi błogosławił i rozszerzył granice moje, oby ręka Twoja była ze mną, i abyś uchronił mnie od złego, abym nie doznał cierpienia!"
Werset kończy się stwierdzeniem, że Bóg spełnił jego prośbę. 
Jabes, którego imię oznacza "ból" (ponieważ jego matka urodziła go w cierpieniu), zwrócił się do Boga Izraela z tą konkretną prośbą, nie pozwalając, by jego pochodzenie zdefiniowało jego przyszłość. 

ALE... To jest modlitwa skupiona na „JA”.  

Na moich granicach.  

Na moim błogosławieństwie.  

Na moim życiu – tylko większym.  


A teraz posłuchajcie, jak zaczyna się modlitwa, którą Jezus dał swoim uczniom:  

„Ojcze nasz, który jesteś w niebie,  

niech się święci Twoje imię,  

niech przyjdzie Twoje królestwo,  

niech się stanie Twoja wola…”  


Zauważcie różnicę tonu.  

Nie zaczyna się od „JA”- tylko od „TY”.  

Nie od moich granic - tylko od Twojego królestwa.  

Nie od tego, czego ja potrzebuję - tylko od tego, kim Ty jesteś i czego Ty chcesz.  


To nie są dwie różne wersje tej samej wiary.  

To są dwa różne centra duchowego życia.  


- Jedna duchowość mówi: „Boże, pobłogosław moje plany”.  

- Druga mówi: „Boże, włącz mnie w Twoje plany – nawet jeśli to będzie oznaczało krzyż”.  


- Jedna szuka błogosławieństwa, które da się zmierzyć: większy dom, większy kościół, większy zasięg w mediach społecznościowych.  

- Druga szuka błogosławieństwa, które często przychodzi w postaci słabości, przebaczenia, uniżenia – bo tylko wtedy naprawdę widać, że to Bóg działa, a nie my.  


Ewangelia nie jest techniką na lepsze życie.  

Ewangelia jest wiadomością, że Bóg wszedł w nasze najgorsze życie – w cierpienie, w odrzucenie, na krzyż – żeby nas z tego życia wyrwać i przenieść do swojego Królestwa.  


Dlatego Jezus nie mówi: „Módlcie się tak, jak Jabez”.  

Mówi: „Módlcie się tak: Ojcze nasz…”  


Bo dopiero kiedy moje „ja” przestaje być centrum,  

dopiero kiedy moje granice przestają być najważniejsze,  

dopiero wtedy mogę naprawdę zostać pobłogosławiony –  

nie większym terytorium,  

ale większym poznaniem Boga.  


Nie lepszym życiem tu na ziemi,  

ale lepszym życiem w Nim i z Nim.  


Jeśli więc szukasz modlitwy, która naprawdę zmienia życie –  

zostaw na chwilę księgę kronik i weź Ewangelię.  

Usiądź u stóp Jezusa.  

I ucz się modlić tak, jak On nas nauczył.  


„Ojcze nasz…”  


To nie jest magiczna formuła.  

To jest droga do domu, do Ojca...  



Brak komentarzy: