„Modlitwa Jabesa”
Książka stała się bestsellerem, a cytat z 1 Kronik 4:10 jest dziś pewnie częściej cytowany niż jakakolwiek linijka Modlitwy Pańskiej. I rozumiem to. Naprawdę.
Któż z nas nie chciałby, żeby Bóg „hojnie mu błogosławił” i „rozszerzał jego granice”? To brzmi jak obietnica, na którą czekaliśmy całe życie: więcej wpływów, więcej bezpieczeństwa, więcej sukcesu – i wszystko to w imię Boże.
Ale właśnie dlatego warto się zatrzymać i zadać sobie szczere pytanie, które sam sobie kiedyś zadałem:
Czy to jest modlitwa, której naprawdę nauczył nas Jezus?
Spójrzmy na obie modlitwy obok siebie – nie po to, żeby się kłócić, ale żeby zobaczyć, dokąd każda z nich nas prowadzi.
"Modlitwa Jabesa" (przynajmniej w popularnej wersji) mówi mniej więcej tak:
"Obyś mi błogosławił i rozszerzył granice moje, oby ręka Twoja była ze mną, i abyś uchronił mnie od złego, abym nie doznał cierpienia!"
ALE... To jest modlitwa skupiona na „JA”.
Na moich granicach.
Na moim błogosławieństwie.
Na moim życiu – tylko większym.
A teraz posłuchajcie, jak zaczyna się modlitwa, którą Jezus dał swoim uczniom:
„Ojcze nasz, który jesteś w niebie,
niech się święci Twoje imię,
niech przyjdzie Twoje królestwo,
niech się stanie Twoja wola…”
Zauważcie różnicę tonu.
Nie zaczyna się od „JA”- tylko od „TY”.
Nie od moich granic - tylko od Twojego królestwa.
Nie od tego, czego ja potrzebuję - tylko od tego, kim Ty jesteś i czego Ty chcesz.
To nie są dwie różne wersje tej samej wiary.
To są dwa różne centra duchowego życia.
- Jedna duchowość mówi: „Boże, pobłogosław moje plany”.
- Druga mówi: „Boże, włącz mnie w Twoje plany – nawet jeśli to będzie oznaczało krzyż”.
- Jedna szuka błogosławieństwa, które da się zmierzyć: większy dom, większy kościół, większy zasięg w mediach społecznościowych.
- Druga szuka błogosławieństwa, które często przychodzi w postaci słabości, przebaczenia, uniżenia – bo tylko wtedy naprawdę widać, że to Bóg działa, a nie my.
Ewangelia nie jest techniką na lepsze życie.
Ewangelia jest wiadomością, że Bóg wszedł w nasze najgorsze życie – w cierpienie, w odrzucenie, na krzyż – żeby nas z tego życia wyrwać i przenieść do swojego Królestwa.
Dlatego Jezus nie mówi: „Módlcie się tak, jak Jabez”.
Mówi: „Módlcie się tak: Ojcze nasz…”
Bo dopiero kiedy moje „ja” przestaje być centrum,
dopiero kiedy moje granice przestają być najważniejsze,
dopiero wtedy mogę naprawdę zostać pobłogosławiony –
nie większym terytorium,
ale większym poznaniem Boga.
Nie lepszym życiem tu na ziemi,
ale lepszym życiem w Nim i z Nim.
Jeśli więc szukasz modlitwy, która naprawdę zmienia życie –
zostaw na chwilę księgę kronik i weź Ewangelię.
Usiądź u stóp Jezusa.
I ucz się modlić tak, jak On nas nauczył.
„Ojcze nasz…”
To nie jest magiczna formuła.
To jest droga do domu, do Ojca...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz