sobota, 24 grudnia 2016

Woda śmierci i życia



Jana 4 (Rozmowa Jezusa z Samarytanką przy studni)


Każdy, kto pije tę wodę, po jakim czasie znowu będzie mieć pragnienie – odrzekł Jezus.


Ale kto napije się mojej wody, już nigdy nie będzie spragniony. Wręcz przeciwnie! Moja woda wytryśnie z niego i stanie się źródłem życia wiecznego.


Panie, daj mi swojej wody poprosiła kobieta bym już nie była spragniona i nie musiała tu przychodzić po wodę.


Czy można nie iść do źródła?! Czy można nie pragnąć, nie pić?!
Byłoby to cokolwiek nienaturalne.

Ale Samarytanka właśnie o to prosi: daj mi tej wody, żebym już więcej tu nie musiała przychodzić. Żebym nie musiała przychodzić do miejsca potępienia, odrzucenia, ostracyzmu, krytyki, poniżenia – to miejsce, ta woda, owszem zaspokaja, ale i tak ciągle pozostawia pustym.

Taki jest ten świat. Niby karmi swoim chlebem, pięknem – ale równocześnie rani, tak głęboko rani.

Nawet, kiedy zbliżamy się do najbliższych, którym ślubowaliśmy, że nic nas nie rozłączy – przeklinamy i dręczymy jakbyśmy sami byli szatanami. Potem przychodzi opamiętanie, żal, ale to, co się stało, to już się nie „od-stanie”.

Daj mi tej wody, żebym tu nie musiała przychodzić.
I Jezus jej dał.
Dał jej siebie. 

Jana 7:38
Kto wierzy we Mnie, jak głosi Pismo, 
z jego wnętrza popłyną rzeki wody żywej.
To zaś powiedział o Duchu, 
którego mieli wziąć ci, którzy w Niego uwierzyli.

piątek, 23 grudnia 2016

Herod i jego oddawanie czci Dzieciątku...



Czy to, że mieszkam w „chrześcijańskim” kraju, że wiem sporo o Bożym Narodzeniu i obchodzę je z radością sprawia, że jestem na „dobrej drodze”? 

Fajnie jest mieć w rodzinie kogoś zacnego, szlachetnego i jeszcze być podobnym niego, ale co, jeśli mam w rodzinie Heroda?

Mędrcy rodem z dzisiejszego Iraku zadali sobie sporo trudu (ok.1000 km), żeby wyjść naprzeciw i spotkać pewne małe, aczkolwiek niezwykłe dzieciątko. Być może przeczytali o nim w księgach Daniela. Być może, po prostu, potrafili odczytać znaki na niebie. W każdym razie, byli na tyle mądrzy, że nie zwątpili, kiedy na miejscu wszystko wydawało się stać na głowie. Ich postawa jest niezwykle kontrastująca z tym, co zaprezentował sobą Herod.

I Herod i mędrcy wyrażają, że chcą „oddać cześć nowo narodzonemu królowi”, ALE...

Oto w jaki sposób możemy (niestety) być podobni do Heroda.

1. Wcale nie mamy zamiaru 
oddawać tronu i władzy swojego życia.

Nazywamy Jezusa „Panem”, niemniej jednak nie pali się nam do Jego panowania w naszym życiu. Problemem nie są okoliczności a nawet jakiś nałóg, ale właśnie Jego władanie.

Herod wiedział, że nie ma prawa być królem żydowskim. Był Edomitą, nie Izraelitą. Koronę dał mu Rzym.

My również wyczuwamy, że jest Ktoś większy od nas, że On powinien mieć ostatnie zdanie, ale..

Czy umiesz powiedzieć,.. czy masz świadomość KTO jest twoim Panem?

Mędrcy szukali i znaleźli. Nowonarodzone dzieci bywają ładne i słodkie, ale żeby zobaczyć w takim dzieciątku TO COŚ, TEGO KOGOŚ i uznać go za imponującego, ważnego – trzeba odgórnie otwartych oczu i serc.

Jezus daje Obietnicę – co ty zrobisz z tym Słowem?

2. Nasze wysiłki zostają udaremnione 
– ponieważ są sprzeczne z jego wolą.

Herod i jemu podobni bezlitośni, nieludzcy oprawcy są odrażający dla każdego normalnego człowieka. Nikt nie chciałby chwalić się takim przodkiem. Jezus jednak zapowiada zatrważającą prawdę: Mat. 23:35 na obojętnych obłudników spadnie odpowiedzialność za „całą sprawiedliwą krew, przelaną na ziemi… (BW)

Można klęczeć w modlitwie, składać ofiary i… być obrzydliwym dla Boga.

Można po prostu, zwyczajnie planować sobie swoje życie. Tu zarobię, tam odpocznę.. 

Herod też planował. On tylko musiał zabezpieczyć swoją pozycję, wygodę, władzę (któż tak pięknie zadba o kontynuację budowy świątyni jak nie on?!). Nie trzeba własnymi rękami dokonywać egzekucji, wystarczy dopilnować, żeby inni zrobili to sumiennie. 


 3. Udawana wiara 
to pokusa pierwszego sortu 
(przesiaduje w kościele a z diabłem mąkę miele).

Kiedy religijni doradcy poinformowali króla o miejscu narodzin Mesjasza (Betlejem znajdowało się zaledwie parę kilometrów od Jerozolimy), ten wyraził pragnienie, że też chce oddać pokłon dziecku.

Wypytywał, rzekomo planował oddanie czci – ale udawał. Miał poznanie woli Bożej, ale wolał po swojemu; uknuł spisek, zabezpieczył się solidnie używając ku temu wszelkich dostępnych mu środków – po prostu… rozsądnie.

Jeśli zauważasz u siebie cechy Heroda – nie wszystko jest stracone!

To, co oferuje Jezus, to nie tylko jakieś obiecanki dla porządnych i grzecznych. Jego plan dotyczy tego, co NIEMOŻLIWE.

Uzdrowienie ciała to za mało, nawet wskrzeszenie z martwych blaknie wobec tego cudu. Zmiana serca! Zmiana natury!

Chrystus nie jest już tylko jakimś wspomnieniem ani czczym marzeniem – ale rzeczywistością!

Źródło radości, pokoju, bezpieczeństwa, znaczenia i spełnienia. Jeżeli twoje geny przeznaczenia przerażają cię – powiedz to Temu Jedynemu, który ma władzę i moc umieścić cię w swojej rodzinie.

wtorek, 13 grudnia 2016

Killjoys 02 - KRÓTKA HISTORIA PODŁOŚCI – SKĄD TA NIECHLUBNA „7”?




KRÓTKA HISTORIA PODŁOŚCI – SKĄD TA NIECHLUBNA „7”?

Zastosowanie mody w myśleniu służy temu, aby odciągnąć ludzi od ich realnych zagrożeń. Kierujemy modne oburzenie (każde pokolenie ma takowe) wobec tych wad, które są w najmniejszym niebezpieczeństwie, następnie skupiamy ich uznanie na cesze, która jest najbliższa danej wadzie, a którą to wadę staramy się uczynić endemiczną (choroba powszechna na danym terytorium). Gra polega na tym, żeby wszyscy biegali z gaśnicą, kiedykolwiek nastąpi powódź; albo inaczej, żeby wszyscy tłoczyli się po tej stronie łodzi, która już jest bliska zatonięcia”. – C. S. Lewis, Listy starego diabła do młodego

Są to dziwne zakręty historii, że te tak zwane siedem-grzechów można znaleźć na topie w każdej kulturze. A zatem, znając zepsucie ludzkiego serca, chyba nie powinniśmy być zaskoczeni fascynacją również i naszego wieku tym, co jest tematem tabu. Każdy może być świadkiem (choć lepiej, nie!) nacechowania różnych programów telewizyjnych, filmów, powieści, a nawet sieci restauracji siedmioma grzechami głównymi. To chorobliwe zaciekawienie bezprawiem, niegodziwością – sprawiło, że ostrzeżenia Kościoła przeciwko nim stały się społecznie niepopularne, nawet nie do przyjęcia.

Jednakże, grzech bawi tylko tak długo, jak długo trwa aplauz trywialności i jak długo może afiszować się celową ignorancją. Gdy grzech zaczyna być utożsamiany z diabelskim buntem i niezliczonymi zaburzeniami, które zniekształcają ludzkie życie, takie oklaski stają się odrażające. Grzech, kiedy zostaje właściwie nazwany, traci swój urok.

W podstawówce nauczyliśmy się klasyfikowania. Potrzebujemy narzędzia, aby odróżnić np. rasy psów. Podobnie, potrzebujemy nauczyć się rozróżniać pomiędzy grzechem a przesadną krytyką. Identyfikacja gatunków grzechu pomaga nam rozprawić się z jego korzeniem. Historycznie rzecz biorąc, klasyfikacja siedmiu grzechów głównych została zaprojektowana przed wiekami właśnie w takim celu.

Te siedem zabójczych grzechów – pycha, zazdrość, gniew, chciwość, lenistwo, obżarstwo, pożądanie – nie są tak nazywane, ponieważ są najbardziej śmiertelne. Każdy grzech jest śmiertelny. Powód, dla którego Kościół od tak dawna lubi mówić o siedmiu grzechach (zamiast 77 lub 777) jest następujący: one reprezentują resztę. Dokładniej rzecz biorąc, te siedem grzechów zostało uznane za korzeń wszelkich innych gatunków grzechów.

Przez wieki Kościoła, duchowni wszelkich maści zmagali się z tym, jak zdiagnozować chore od grzechu serce człowieka. Co, pod powierzchną widocznego grzesznego zachowania, jest prawdziwym korzeniem bałwochwalstwa? Na przykład, co leży u podstaw grzesznego impulsu człowieka potajemnie rozkoszującego się nieszczęściem bliźniego? Albo, skąd bierze się kobiece nieustające dążenie do posiadania coraz większej liczby par butów?

Ewagriusz z Pontu (346-399 AD) zadawał sobie mniej więcej tego typu pytania. Będąc ukształtowanym przez niektóre z największych chrześcijańskich umysłów iv wieku, Ewagriusz spędził ostatnie 17 lat swojego życia we wspólnocie zakonnej. W miarę jak uczył i pastorował, zauważył, że pewne myśli stale nękają tych oddanych ludzi. Ostatecznie określił osiem „myśli”, z których wszystkie inne grzechy mogły wypływać – obżarstwo, nieczystość (pożądliwość), chciwość, smutek, gniew, lenistwo, próżność i duma. Zidentyfikowanie tych wzorców pomogło społeczności usuwać grzech u korzenia, a nie tyko jego powierzchniowe manifestacje.

DIAGNOZA CHOROBY

Uczeń Ewagriusza, Jan Kasjan (360-430 AD), wniósł tę klasyfikację do zachodniego chrześcijaństwa i stwierdził, że te osiem mogą być umieszczone w kontinuum, od cielesnego grzechu (obżarstwo) do duchowego (duma). Ta diagnoza stała się częścią łacińskiej monastycznej tradycji i pomagała mnichom zarówno w identyfikacji wzorców grzechu jak i w skupieniu się na kultywowaniu odpowiedniej cnoty. Benedykt z Nursji (ok. 480-587 AD), na przykład, opracował regułę życia monastycznego, która dawała szczegółowe instrukcje, jak rozwijać pokorę jako antidotum na dumę.



Te osiem kategorii, jednak, stały się znanymi dziś siedmioma grzechami dzięki rewizji jaką wniósł Grzegorz I ("Wielki" 540-604AD). Na podstawie pewnej apokryficznej księgi, Grzegorz zaobserwował związek organiczny pomiędzy dumą, jako korzeniem a grzechami próżności, zazdrości, melancholii, lenistwa, chciwości, żądzy i obżarstwa – jako jego gałęziami. W późniejszej historii Kościoła pycha i chciwość często będą rywalizować o rozróżnienie, która jest „korzeniem” wszelkiego grzechu. (Nie wyeksponowano, niestety, nauczania Pawła z 1Tym.6.10 o miłości do pieniędzy jako korzenia wszelkiego zła).

Manifestacje siedmiu grzechów, często zwane wadami (występkami), mogą być postrzegane jako ich owoc. Gałąź zazdrości, na przykład, zaowocowała „nienawiścią, szeptami, obmową, radością z nieszczęścia bliźniego i zgryzotą z powodu jego pomyślności”. Ta struktura była pomocna z małymi poprawkami przez kilkaset lat. W dziedzinie samokontroli i pomocy przy spowiedzi, gorliwi chrześcijanie mogli prześledzić „gatunek” grzechu do jego źródła i wykarczować go przez pokutę i zastosowanie wskazań ewangelii.

W xiii wieku, wykształcony teolog, Tomasz z Akwinu (1225-1274), opracował rozróżnienie pomiędzy grzechami powszednimi i śmiertelnymi, które do dziś mają znaczący wpływ na zachodni kościół. To, po części, wyłoniło się ze zrozumienia, że te ​​siedem mogłyby być umieszczone w spektrum – od duchowego (np. dumy) do cielesnego (np. pożądania).

Grzechy śmiertelne groziły odłączeniem od życia duchowego, gdyż jak widział to Tomasz, były to grzechy przeciwko miłości. Grzech śmiertelny odłączał od łaski Ducha Świętego, a tym samym oddzielał człowieka od Boga, co skutkowało wiecznym potępieniem.

Grzech powszedni obrażał i ranił miłość, oraz wystawiał osobę na popełnienie grzechu śmiertelnego, ale skutkowało to tylko czasowym potępieniem.

Grzechy śmiertelne, takie jak cudzołóstwo lub kradzież były celowymi aktami, wskazującymi na premedytację i zgodę woli. Grzechy śmiertelne przecinały relację z Bogiem i doprowadzały do wiecznej kary.

Grzechy powszednie, jak niepohamowany śmiech lub nieprzyzwoita mowa, nie były ani poważne, ani popełnione z premedytacją, i jako takie, były wybaczalne, albo poprzez pokutę w życiu lub oczyszczenie po śmierci.

Wynikiem tego rozróżnienia było to, że zaczęto podkreślać stopnie grzechu – w końcu, przesada w postępowaniu to nie jest to samo, co pozbawienie kogoś życia.

Takie rozróżnienie rodziło jednak co najmniej dwa niebezpieczeństwa.

Po pierwsze, sugerowało, że pewne grzechy (powszednie) są mniej naganne niż inne (śmiertelne). W taki sposób, ze względu na ich umyślność i poważny charakter, każdy z siedmiu grzechów „wielkich” (z łaciny caput – głowa, główny, wielki) zyskał przymiotnik „śmiertelny”. Ten ranking grzechów przysłonił fakt, że każdy grzech, mały czy wielki, jest buntem. W swej istocie grzech jest deklaracją, że coś innego niż Bóg jest bardziej pożądane niż On sam. Tak więc, każdy grzech jest śmiertelny, ponieważ zasługuje na wieczne potępienie.

Po drugie, rozróżnienie pomiędzy „śmiertelnym a powszednim” usuwa relację między korzeniem a owocem, odłączając wzór grzesznego zachowania od bałwochwalstwa w głębi serca. Zatem, rozróżnienie Tomasza osłabiło przydatność diagnostycznej taksonomii siedmiu grzechów. Niemniej jednak, jego rozróżnienie między grzechem powszednim a śmiertelnym pozostaje w doktrynie Kościoła rzymskiego do chwili obecnej.

W xvi wieku reformatorzy protestanccy odrzucili rozróżnienie Tomasza z Akwinu bez całkowitego porzucania użyteczności klasyfikacji siedmiu grzechów głównych. Reformacja, kładąc nacisk na sola scriptura i fakt, że siedem grzechów głównych nie zostało nigdzie wymienione jako takie w Biblii, oznaczała jednak, że klasyfikacja takowa stawała się powoli porzucana na rzecz innych podejść etycznych do diagnozowania grzechu (stosując, na przykład, Kolosan 3:1-17).

Co zaskakujące, współcześni protestanci prawdopodobnie robią więcej wzmianek na temat siedmiu grzechów niż wielu ich poprzedników. Ten rodzaj kategoryzacji wciąż grozi wznieceniem idei, że niektóre grzechy są mniej lub bardziej poważne i mogą powodować, że niektórzy będą traktować lekko lub nawet nie uznają pewnych grzechów za grzech. W sensie diagnostyczny, jednak, system posiada wielką wartość, stwarzając pytania i kategorie, które pomogą nam dostrzec i pokonać nasze najciemniejsze skłonności.

SIEDEM GRZECHÓW – JEDNA NADZIEJA.

Diagnozowanie korzeni grzesznego zachowania wymaga identyfikacji tego, w co głupio wierzymy, że uczyni nas bardziej szczęśliwymi niż radość w Chrystusie. Aby dokonać takiej diagnozy, potrzebujemy pomocy, w przeciwnym razie będziemy biegać z gaśnicami, gdy łódź bliska jest zatopieniu. Rozpoznanie tych siedmiu, szczególnie głębokich, szczególnie wszechobecnych wątków grzech prawdopodobnie będzie pomocne. Jednakże, nasza jedyna nadzieja w przypadku każdego grzechu – to zwrócić się do Boga w Chrystusie.

Badaj mnie, Boże, i poznaj serce moje!
Doświadcz mnie i poznaj myśli moje!
I zobacz, czy nie idę drogą zagłady,
a prowadź mnie drogą odwieczną!” (Ps. 139.23-24).

Musimy prosić o Ducha, żeby przeprowadził operację na naszych sercach, pokazując nam grzech przez diagnozę Słowa (Ef.6.17; Hbr.4.12). Musimy oprzeć się na bliskich przyjaciołach chrześcijańskich, którzy znają nas dobrze i mogą pomóc nam pokutować, wyznać i wierzyć w dobroć i miłosierdzie Chrystusa naszego Zbawiciela (Jakuba 5.16; Tytusa 3.3-7).

Przede wszystkim musimy pamiętać, że ci, którzy zaufali Jezusowi Chrystusowi, nie są już więcej pod panowaniem grzechu, ale pod panowaniem Chrystusa (Rz.5.12-21; 8.1-4).
To, czego nie wolno nam zrobić – to nie robić nic. Każdy grzech jest śmiertelny. Jak mówi John Owen: „Nie spuszczaj go z oka jak długo żyjesz; od tego zajęcia nie rób sobie ani chwili wolnego; albo ty zabijesz grzech, albo on ciebie zabije”.


Książka KILLJOYS - the seven deadly sins - wstep 01




Jego żona odeszła. Z jednej strony, ostatnia noc wyglądała podobnie jak wiele innych nocy w ostatnim czasie. Odchodziła wcześniej już wiele razy, ale ta noc była inna. Odczucie porzucenia, zdrady i ciągłego oszukiwania nagromadziło się jak ogromny atak wymierzony w ich małżeństwo i rodzinę. Ilu to ich było? Trzech, w ciągu zaledwie sześciu miesięcy? A może więcej? Raz po raz wymierzała ciosy swojej własnej rodzinie. Ileż to razy narażała i przekraczała budżet rodzinny by zadowolić kolejnego faceta? Nieracjonalne, bezprawne, urojone miłości.

Ich małżeństwo, niegdyś słodkie, stało się gorzkim koszmarem. Te pierwsze dni, a może nawet miesiące, niegdyś szczęśliwe, teraz wydawały mu się odległe i obce. Trudno mu było uwierzyć, że one w ogóle były prawdziwe. Dwoje dzieci – syn i córka – było prawdziwymi ofiarami. Kochane przez tatę, ale pozostawione przez mamę. Zostały poczęte i wychowane w rozpaczy i nieszczęściu. Ich tata zawsze miał nadzieję, że wszystko się zmieni. Nawet obiecał, że będzie inaczej, że samotność i zdrada, które znali całe swoje dotychczasowe życie obróci się ku dobremu, ku nadziei, przynależności i miłości.

Tej nocy, nie wiedząc, co powiedzieć swoim zdezorientowanym i poranionym dzieciom ukląkł między ich łóżkami i modlił się:

Boże, proszę Cię uratuj moją ukochaną – matkę moich kochanych dzieci.  Sprowadź ją z tej destrukcyjnej, samobójczej ścieżki. Zostawiła nas dla innych kochanków, wierząc, że u nich znajdzie ochronę i miłość, której tak pożąda. Ona ucieka od obietnic, które sobie złożyliśmy i od rodziny, którą zbudowaliśmy razem. Spraw łaskawie, żeby poczuła się bez nas niezadowolona, pusta i samotna. Może wtedy, w swej rozpaczy i potrzebie, przypomni sobie o nas, powróci do naszej rodziny i znowu będzie żoną i mamą. Gdyby tylko wróciła do domu, otworzyłbym przed nią swoje ramiona i serce jak w dzień naszego ślubu. Kochałbym ją tak, jakbym jej nigdy nie stracił. Przyprowadź ją do domu, przez wzgląd na Twoje imię, Amen. (Ozeasza 2:5-7)

Kilka lat później, w gorące sierpniowe popołudnie przechodził przez park. Jego najstarszy syn, teraz już nastolatek zostawił notatkę na stole w kuchni, że ktoś go odwiezie ze szkoły. Zatem miał czas, żeby spokojnie wyjść z urzędu. Zwykle potrafił cieszyć się taką zmianą i małym ćwiczeniem, ale dzisiejszy spacer nie należał do przyjemnych. Temperatury podskoczyły do rekordowych poziomów, zatrzymując większość ludzi ukrytych gdzieś w mieszkaniach aż do wieczora. Zobaczył jednak kobietę – jedyną żywą duszę odkąd opuścił biuro. Była wyczerpana, rozczochrana i zdesperowana. Spijała z ręki kilka ostatnich kropel z ledwo działającej publicznej fontanny. Trzymała się jej tak, jakby bała się przewrócić w momencie gdyby miała ją puścić. Kiedy podszedł bliżej, zaczął powoli rozpoznawać jej twarz…

„Hania?... To ty?” Spojrzał jej w oczy i zobaczył twarz, którą znał tak dobrze, kobietę, która zraniła go tak głęboko. Wciąż była jego żoną.

Rozejrzała się niespokojnie, jakby obawiała się jeszcze kogoś innego, kogoś, kto przechodząc obok mógłby odkryć jej wstyd. Zostawiła tak wiele za tak mało. Zostawiła wszystko, co zapewniał jej mąż. Bezpieczeństwo i intymność ze strony prawdziwie dobrego człowieka porzuciła dla chwilowej przyjemności, dla strasznych, destrukcyjnych życiowych wyborów. Ci inni mężczyźni zawsze wydawali się tacy atrakcyjni, ale tak naprawdę nikt i nigdy jej nie kochał. Te relacje nigdy nie były trwałe.

„Dlaczego jesteś tutaj, Haniu?"
„Nie mam dokąd pójść… musiałam uciec.. od niego.... Jestem tak zmęczona. Boję się.. i chce mi się pić”.
„Chodź do domu, Haniu. Mam wszystko, czego potrzebujesz. Zadbam o ciebie i będę cię chronić. Nigdy więcej nie będziesz spragniona”.

W końcu, po kilku trudnych, niezręcznych i cichych momentach, spojrzała na niego, czując się zagubiona, zażenowana i zawstydzona. Uśmiechał się. To nie był już naiwny, figlarny uśmiech, który znała ze swoich pierwszych dni razem z nim. Nie, tamten uśmiech został zastąpiony czymś głębszym, bardziej wyrafinowany i trwałym. „Kocham cię”, powiedział. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi i słyszy.

„Ale ty nie wiesz, co ja zrobiłam... gdzie byłam..”.
„Wiem. Wiem o tych mężczyznach. Wiem o tym, który jest w twoim mieszkaniu obecnie i o sześciu innych, którzy byli przed nim. Znam imiona każdego z ich. Haniu, wracaj do domu”.

„Nie, nie rozumiem. Nie jestem ciebie więcej warta”.
„Haniu, nigdy nie kochałem cię za coś. Kochałem cię, bo byłaś moja. I mimo, że uciekłaś i oddałaś się innym mężczyznom – ja poślubiłem cię sobie na podstawie prawa i sprawiedliwości. Nawet jeśli odeszłaś od naszej miłości i naszej rodziny – ja zaręczyłem cię z sobą na zasadzie łaski i miłosierdzia”. Nawet jeśli skalałaś nasze przymierze i nie spełniłaś obietnic „poślubię cię sobie w wierności”. (na podstawie księgi Ozeasza rozdział 2)

Imiona siedmiu kochanków/kochanek ludzkości

Ozeasza 2:22. I zaręczę cię z sobą na zasadzie wierności, i poznasz Pana. (BW)
To historia o nas. My wszyscy jesteśmy Hanną. A oto imiona naszych kochanków:

DUMA, ZAZDROŚĆ, GNIEW, LENISTWO,
CHCIWOŚĆ, OBŻARSTWO I POŻĄDLIWOŚĆ.

Zdradzonym, ale wiernym mężem jest Jezus – nasza pierwsza miłość, nasza utracona miłość, nasza nowa miłość.

Niewątpliwie istnieją grzechy oprócz powyższych.  Istnieją też inne sposoby nazwania ich, ale te siedem grzechów głównych stały się najbardziej powszechne w historii. Tworzą dom publiczny z kochankami, które są zarazem znane i nieznane.

Są znane, bo każdy mężczyzna lub kobieta zakosztowali ich, czy to na jedną noc czy też na całe życie. One uwodziły grzeszników w każdej kulturze, na każdym kontynencie i w każdym pokoleniu.

Ale są też one nieznane. Niewielu spojrzało im w twarz na tyle uważnie, aby móc je rozpoznać w tłumie lub też ocenić spustoszenie, które za sobą zostawiają. Występują w różnych przebraniach, wkradają się do pozornie nieszkodliwych sytuacji i rozmów. Zakorzeniają się głęboko w naszej miłości i oddaniu, a następnie, chichoczą, kiedy wszystko zaczyna się walić i eksplodować. Są najokrutniejszymi i najbardziej niebezpiecznymi dziewczynami Bonda. Każda piękna i oddychająca swoim własnym zestawem kłamstw – kłamstw skandalicznych, a jednak dziwnie słodkich i przekonujących.

Duma - stawia siebie ponad Boga. Głupio i samobójczo walczy o prymat z Bogiem, sprzeciwiając mu się i ściągając na siebie jego gniew. Zazdrość - nie może nie być nieszczęśliwa kiedy inni doświadczają błogosławieństwa i szczęścia. Kipi, kiedy inni odnoszą sukces, a potajemnie się uśmiecha, gdy im się nie powiedzie. Niesprawiedliwy Gniew - złośliwie próbuje chronić swoje wadliwe miłości. Wybucha z powodu egoistycznych, nieistotnych rzeczy, i beztrosko przeocza rzeczy, które Boga obrażają i okazują mu brak jakiegokolwiek szacunku. Lenistwo - rozpaczliwie próbuje kontrolować życie w celu zapewnienia sobie komfortu; jednocześnie bojąc się, żeby ten komfort nie został zakłócony przez potrzeby innych. Jest leniwą duszą, znudzoną Bogiem i skazaną na powolną śmierć. Chciwość - przytłacza swoją ofiarę nadmiernym pragnieniem bogactwa i mienia. Pożąda tego, czego nie powinna, a to, czego chcieć powinna, pożąda zbyt rozpaczliwie i niecierpliwie. Obżarstwo – oczekuje, że jej podejście do żywności spełnieni jej głębsze pragnienia, czy to dla komfortu, czy to celu lub kontroli. Ona uwielbia jedzenie. Pożądanie – to pociąg seksualny, który hańbi swój obiekt pożądania i lekceważy Boga. Irracjonalnie trzyma się seksu dla egoistycznego zysku, wierząc, że ta przyjemność wypełni pustkę, którą odczuwa.

Tak długo, jak potrafimy sięgnąć pamięcią, nasze dusze były wystawiane na wabienie i uwodzenie skąpo odzianych postaci, tych wszystkich siedmiu kobiet. One knują, mamią i zabiegają o nasze uczucia; i niestety zbyt często wygrywają, jak nie dzień, to przynajmniej jakiś moment z naszego życia. Ale ci, którzy uwierzyli Jezusowi zostali wyzwoleni zarówno ze swojego grzechu jak i z tych nieczystych miłostek i niewierności. Już nie cechuje nas zniewolenie ze strony naszych dawnych, nielegalnych kochanek. Jesteśmy kochani na zawsze. Komuś naprawdę na nas zależy. Jesteśmy zaopatrzeni we wszystko, co potrzebujemy. Wyzwoleni przez głębszą, silniejszą i prawdziwszą Miłość – ta nowa Miłość jest potężniejsza niż nasza przeszłość. Silniejsza niż nasze słabości. Lepsza niż wszystko cokolwiek znaliśmy wcześniej.

Jezus przyniósł kiedyś tę samą dobrą nowinę pewnej kobiecie czerpiącej wodę z niewłaściwego źródła. Zwrócił się do tej kobiety „sześciu mężów”, która utknęła we wzorcach grzechu i autodestrukcyjnych zachowań, i powiedział: „– Każdy, kto pije tę wodę, po jakim czasie znowu będzie mieć pragnienie, ale kto napije się mojej wody, już nigdy nie będzie spragniony. Wręcz przeciwnie! Moja woda wytryśnie z niego i stanie się źródłem życia wiecznego”. (J 4, 13-14). Jezus przyszedł do duchowego „trzeciego świata”, do spierzchniętych gardeł i pustych żołądków. On zaprosił i ją, i nas do siebie, żeby się nasycić, ugasić pragnienie i żyć.

Isa 55:1-3 
Wszyscy wy, spragnieni, przychodźcie do wody, przychodźcie, nawet jeśli nie macie pieniędzy. Zboża sobie nakupcie i jedzcie - nawet nic nie płacąc, i wino, mleko bierzcie także bez pieniędzy!
Po co macie kupować coś innego prócz chleba, a zarobki wydawać na rzeczy zbyteczne? Posłuchajcie Mnie, a jeść będziecie, co dobre, i rozkoszować się bez końca potrawami tłustymi.
Nadstawcie swoich uszu i zechciejcie przyjść do Mnie, posłuchajcie, a na pewno ocalicie swe dusze. Ja zaś chcę zawrzeć z wami przymierze odwieczne, przymierze dobrodziejstw obiecanych Dawidowi.

Jezus poszedł, żeby kobiecie przy studni zakomunikować coś niezwykle ważnego. Do tej zawstydzonej, odrzuconej i poniżonej kobiety powiedział: „– Ojciec poszukuje ludzi będą go szanować autentycznie” (Jana 4:23). Nie ludzi idealnych, atrakcyjnych, zasłużonych. Jezus przyszedł do tej studni w społecznie nieakceptowanym czasie, aby znaleźć „uwielbienie dla Ojca”. Takich szukał: zdrajców, kolaborantów, prostytutki i cudzołożników - grzeszników, których świat już osądził i odrzucił. Ci, którzy czczą Jezusa w duchu i w prawdzie są uratowani i uwolnieni w duchu i prawdzie z każdego próżnego i destrukcyjny romansu tego świata. On przyciągnął Niekochanych do siebie. Poślubił ponownie dawno utraconą żonę i uczynił ją znowu piękną, czystą i atrakcyjną.

Pełne szczęście na zawsze.

Nasze romanse z grzechem to nie tylko kwestia moralności, ale radości. To nie chodzi tylko o wierność Bogu, ale o znalezienie naszego najgłębszego, najbardziej satysfakcjonującego spełnienia. Wiele osób uważa, że naśladowanie Jezusa jest różnoznaczne z rezygnacją z naszego szczęścia. Można albo korzystać z zabawy, namiętności i ekscytować się życiem, tu na krótki czas, albo żyć mdłym, nudnym ale bezpiecznym życiem na zawsze z Bogiem. To kłamstwo jest cichym, ale srogim obozem koncentracyjnym zagradzającym mężczyzn i kobiety. Trzyma ich z dala od Boga i torturuje lichymi przyjemnościami, które tylko prowadzą do szybkiej aczkolwiek nigdy nie kończącej się śmiercią. Jeśli chcesz być naprawdę szczęśliwy, nawet w tym życiu; jeśli chcesz być otoczony wszystkim, co, piękne, zabawne i ekscytujące w tym świecie, to chcesz znaleźć się z Jezusem.

Doświadczając pełni życia z Jezusem, możemy powiedzieć z Dawidem:
Wlałeś w moje serce więcej radości niżbym jej miał z obfitości zboża i wina”. (Psalm 4:8)
Z Jezusem możemy być nieskończenie bardziej szczęśliwi, niż z czymkolwiek innym. Więcej, bez Niego, nawet ze wszystkim, co daje świat, nawet gdy jest przepełniony promocjami i bonusami w pracy, telewizją na żądanie, niekończącym się „stołem szwedzkim”, rażąco dostępną nagością, zawsze nowymi i lepszymi technologiami i niezliczonymi innymi towarami, które w końcu stają się bogami – pozostajemy puści.

Argumentem tej książki nie jest tylko to, że Bóg jest bardziej moralnym lub społecznie akceptowalnym skarbem, ale to, że On Cię zadowoli bardziej niż ktokolwiek lub cokolwiek innego. W chrześcijaństwie nie chodzi tylko (ani nawet głównie) o korygowanie złych nawyków, ale o satysfakcję i spełnienie w najgłębszy możliwy sposób, taki, który ukazuje Boga takim, jaki On rzeczywiście jest. Nasze serca zostały zaprojektowane tak, aby cieszyć się pełną i wieczną szczęśliwością, a nie żałosnymi tymczasowymi przyjemnościami, do których niestety mamy zbyt dużą skłonność, żeby się ich trzymać. Pycha, zazdrość, gniew, lenistwo, chciwość, obżarstwo i pożądanie są zdecydowanie niewystarczającymi substytutami cudowności, piękna i miłości Boga. W porównaniu do Chrystusa, w zestawieniu z pierwotnymi nadziejami, marzeniami i miłościami, są zabójcami radości. Okradną cię - a nie ozłocą. Otumanią cię - a nie otoczą cię troską. Odbiorą ci życie - a nie oszczędzą.

Zwracając się do tych małych, tymczasowych bogów (tych siedmiu kochanek/kochanków) po prawdziwe i trwałe szczęście jest szalonym i kosztownym polowaniem na złoto głupców. Stracisz znacznie więcej znajdziesz. To jak czyszczenie spiżarni w celu znalezienia ciepłego swetra lub przeszukiwanie szafy, żeby znaleźć coś do jedzenia lub otwieranie lodówki, aby znaleźć swoją ulubioną książkę. Mapa wpisana do naszej grzesznej duszy nie doprowadzi nikogo z nas do prawdy, chwały, czy szczęścia. To prowadzi nas po kręgach typu „prawie dobre” ewentualnie „dość dobre”, dopóki nie usiądzie przy naszym łóżku w hospicjum, trzymając nasze zmieszane, rozczarowane i beznadziejne ręce w momencie, gdy odpływamy do piekła. Musimy się obudzić, podrzeć starą mapę, chwycić kompas wskazujący prawdziwy kierunek, ufając, że Bóg, który ukształtował nasze serca wie, jak je doprowadzić do spełnienia. Musimy walczyć, aby znaleźć radość w odpowiednich miejscach.

Jesteśmy na wojnie

Ewangelia jest historią o nieustającym romansie i zaciętej walce. Obietnice, wpisane w historię wierności Ozeasza, w jego dobroć i miłość w stosunku do Gomer - zostały spełnione w Jezusie. Piotr pisze:

Wy natomiast zostaliście wybrani przez Boga, jesteście kapłanami Króla, narodem uświęconym, własnością samego Boga. A waszym zadaniem jest głosić wspaniale cechy Tego, który wyprowadził was z ciemności do swego cudownego światła.
Dawniej byliście bezpańscy (nikt was nie chciał i nie kochał) – teraz staliście się ludem Boga; nie mieliście pojęcia o Jego miłosierdziu, a teraz doświadczacie go. (1Piotra 2.1-10)

Bóg, który stworzył niebo i ziemię, został potraktowany przez całą ludzkość (każdego poszczególnego mężczyznę i kobietę) gorzej niż niewolnik. Jednakże On porzuca swój tron, aby znaleźć swoją splugawioną narzeczoną, oczyszcza ją z nieczystości, i poślubia ją sobie na całą wieczność. Każdy, czytając tą historię, mógłby pomyśleć, że Bóg jest lekkomyślnym kochankiem – głupio zakochany, zaślepiony swoim oddaniem do kobiety, której nie może i nie powinien zaufać. Mężowie tacy jak on są uwięzieni w gwałtownym, zamkniętym cyklu złamanego serca; regularnie i beznadziejnie oszukiwani, zdradzani i opuszczani. Ale nie ten mąż. To, co wygląda jak ślepe oddanie jest wszystko-widzącym, niezmiennym zobowiązaniem dla swojego imienia i do swojej wybranki, do rodziny nieprawych, ale jednak wybranych dzieci. Nie ma nic lekkomyślnego w Bogu, który pisze tą historię – od początku do końca, każdą stronę – a potem realizuje ją w niewytłumaczalnej, nieustępliwej i suwerennej miłości.

Jednakże małżeństwo nie jest jedyną metaforą, jakiej Piotr używa. W następnym wierszu, pisze: „Najdrożsi! Wzywam was, byście unikali grzesznych pożądań, niszczących waszą duszę, tak jak ludzie obcy i cudzoziemcy unikają kłopotów w nowym miejscu” (1 Pet. 2:11). Narzeczona, która została wykupiona ze swego grzesznego stanu jest nadal zaangażowana w brutalną walkę z nim. Jesteśmy w stanie wojny. Więcej, jesteśmy żywym, oddychającym polem bitwy. Zacięta walka toczy się w nas (Jakuba 4: 1). Pragnienia, którym oddawaliśmy sie wcześniej ukrywają się, kamuflują, knują i zwalczają te nowe pragnienia, które zrodziły się w stosunku do Boga i Jego świętości.

Jesteśmy w stanie wojny, ale dla wierzących, jest to wojna, która już została wygrana. Wrogowie zostali rozpoznani i pokonani, ale nadal są niebezpieczni. Wynik został rozstrzygnięty, ale wojna toczy się dalej, a walka jest zacięta jak nigdy dotąd. Zwycięstwo Jezusa na krzyżu nie miało skutkować zrelaksowaniem i odłożeniem broni. On umarł i zmartwychwstał, aby uzbroić nas w niezwyciężoną nadzieję, moc Jego Ducha i obietnice. On poszedł na wzgórze Golgoty, żebyśmy mogli dobić i uśmiercić nasz grzech (Rzym. 8:13).

Te słowa zostały napisane, aby poprowadzić cię dalej w kierunku małżeństwa z naszym Bogiem, a także abyś robił postępy w wojnie przeciwko twojemu grzechowi. Prawdy, ostrzeżenia i obietnice zawarte na tych stronach mają wytyczyć ścieżkę do większej świętości i większej radości. Niech Bóg, „który może zachować cię przed wszelkim upadkiem i stawić w swej chwale jako niewinnego, napełnionego radością”, (Judy 1:24) otrzyma wszelkie uznanie i chwałę, za każdym razem gdy doprowadza do końca to, co w tobie rozpoczął (Filipian 1:6).