SNP Hebr. 6:4-6
Nie da się bowiem raz oświeconych,
którzy ponadto posmakowali niebiańskiego daru
i którym dano stać się uczestnikami Ducha Świętego,
którzy zakosztowali wspaniałości Słowa Bożego
oraz mocy przyszłego wieku,
a którzy odpadli,
ponownie doprowadzić do opamiętania,
gdyż oni sami sobie krzyżują Syna Bożego
i wystawiają Go na publiczną zniewagę.
PSZ
Bo nie da się odnowić ku nawróceniu tych,
którzy raz zostali oświeceni,
zakosztowali dobrodziejstw niebios,
mieli udział w Duchu Świętym,
zasmakowali wspaniałości słowa Bożego
i doznali mocy przyszłego świata
- a mimo to odwrócili się od Boga.
Bo jakby na nowo krzyżują Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko.
Wyobraź sobie starożytny kościół – wspólnotę wierzących, zebranych w ciasnej izbie, oświetlonej jedynie migotliwym blaskiem oliwnych lamp. Powietrze gęste jest od napięcia.
Autor Listu do Hebrajczyków, jak doświadczony pasterz, prowadzi swoich słuchaczy ku głębi wiary. Chce ich wyprowadzić z “mlecznych” początków chrześcijaństwa ku twardemu pokarmowi dojrzałości duchowej. „..zwróćmy się ku rzeczom wyższym - Idźmy dalej ku doskonałości!” – woła w 6:1. Ale zaraz dodaje cichy, pełen pokory dopisek: „jeżeli Bóg pozwoli” (Hbr 6:3). Bo wie, że nie wszyscy pójdą tą drogą. Niektórzy zatrzymają się na zawsze. Inni – cofną się tak daleko, że już nie wrócą.
I oto dochodzimy do jednego z najostrzejszych, najbardziej niepokojących fragmentów całego Pisma: ostrzeżenia przed ostatecznym odpadnięciem.
Słowa te brzmią jak grom w słoneczny dzień: „Niemożliwe jest bowiem tych, którzy raz zostali oświeceni, zakosztowali daru niebieskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego, zakosztowali też pięknego słowa Bożego i mocy przyszłego wieku, a (gdy) odpadli – ponownie odnowić ku nawróceniu” (Hbr 6:4–6).
Te wersety od wieków budzą dreszcz. Dla jednych są dowodem, że prawdziwie wierzący może stracić zbawienie – jak statek, który raz wypłynął w morze, może zatonąć w sztormie. Ale gdy spojrzymy na całe świadectwo Pisma, obraz staje się inny, jaśniejszy, pełen nadziei. Jezus w Ewangelii Mateusza mówi: „porodzi […] syna, nadasz mu imię Jezus; albowiem On zbawi lud swój od grzechów ich” (Mt 1:21). Nie: „może zbawi”; albo: „spróbuje zbawić” – lecz „zbawi”. Cały lud swój. Bez wyjątku.
Paweł w Liście do Rzymian rysuje złotą nić (łańcuch 5 ogniw) Bożego planu: „Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna jego, a On żeby był pierworodnym pośród wielu braci; (30) a których przeznaczył, tych i powołał, a których powołał, tych i usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych i uwielbił.” (Rz 8:29–30). Nie ma tu przerwanego łańcucha. Kto raz został złączony z Chrystusem przez wiarę, ten dojdzie do pełni chwały.
A sam List do Hebrajczyków, kilka rozdziałów dalej, głosi triumfalnie: „Jedną bowiem ofiarą uczynił na zawsze doskonałymi tych, którzy są uświęcani” (Hbr 10:14). Uświęcenie – to proces, który dzieje się tylko w sercach prawdziwie wierzących ludzi. Jeśli więc ktoś jest uświęcany, już jest na zawsze udoskonalony w oczach Bożych.
Dlatego słusznie mówił wielki biblista XX wieku, F.F. Bruce: autor Listu do Hebrajczyków „nie podaje w wątpliwość wytrwania świętych; raczej możemy powiedzieć, że podkreśla, iż ci, którzy wytrwają, są prawdziwymi świętymi”.
Kilka słów wyjaśnienia:
Powyższe stwierdzenie odnosi się do spornego problemu teologicznego w Liście do Hebrajczyków, zwłaszcza w rozdziałach 6 (w. 4–6) i 10 (w. 26–31), gdzie autor ostrzega przed "odstępstwem" (apostazją) – świadomym porzuceniem wiary w Chrystusa po jej przyjęciu.
Te fragmenty opisują osoby, które "oświecone" (doświadczyły łaski, Ducha Świętego, Słowa Bożego), a potem "odpadły" (gr. parapiptō – odpadnięcie, upadek), co czyni ich odnowę "niemożliwą".
To rodzi pytanie: Czy prawdziwy wierzący (święty) może stracić zbawienie? To dotyka doktryny "wytrwania świętych" (perseverance of the saints), kluczowej w kalwinizmie/reformowanej teologii, gdzie Bóg zapewnia, że wybrani wytrwają do końca (np. J 10:28–29; Rz 8:38–39).
Bruce komentuje te ostrzeżenia, podkreślając, że autor Listu do Hebrajczyków nie kwestionuje boskiej gwarancji wytrwania prawdziwych wierzących. Zamiast tego:
1. Nie podaje w wątpliwość wytrwania świętych: Autor Hbr nie sugeruje, że Bóg pozwoli na odpadnięcie tych, którzy są autentycznie zbawieni. Ostrzeżenia nie są hipotezą o utracie zbawienia przez wybranych, ale raczej środkiem motywacyjnym – podobnym do wezwań Pawła (np. 1 Kor 9:27) czy Jezusa (Mt 24:13: "Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony").
2. Podkreśla, iż ci, którzy wytrwają, są prawdziwymi świętymi: Wytrwanie jest dowodem autentyczności wiary. Jeśli ktoś odpadnie, oznacza to, że nigdy nie był prawdziwym wierzącym – jego doświadczenie było powierzchowne (jak w przypowieści o siewcy, Mt 13:20–21, gdzie ziarno na skalistej glebie wschodzi, ale nie ukorzenia się). Prawdziwi święci (wybrani przez Boga) wytrwają dzięki Bożej opiece, a ostrzeżenia służą do budzenia sumień i zachęcania do pilności.
3. Ostrzeżenia w Hbr jako hipotetyczne lub retoryczne: Bruce widzi je jako poważne przestrogi przed realnym niebezpieczeństwem dla wspólnoty (żydowscy chrześcijanie kuszeni powrotem do judaizmu), ale nie jako dowód na utratę zbawienia przez odnowionych.
"Upadek" to świadoma, trwała apostazja, a nie przypadkowy grzech. Bóg nie "odnawia" tych, którzy ostatecznie odrzucają Chrystusa, bo to oznaczałoby, że ofiara Jezusa jest niewystarczająca (Hbr 6:6).
4. Wytrwanie jako znak autentyczności: Pismo uczy:
- Zbawienie jest dziełem Boga (Flp 1:6: "Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, będzie je wypełniał aż do dnia Chrystusa Jezusa").
- Ale wierzący muszą "wytrwać" (Hbr 3:14: "Staliśmy się uczestnikami Chrystusa, jeśli tylko aż do końca zachowamy mocno początek ufności").
- Brak wytrwania ujawnia fałszywą wiarę (1 J 2:19: "Wyszli od nas, lecz nie byli z nas; gdyby byli z nas, pozostaliby z nami").
5. Autor Hbr nie buduje systemu teologicznego o utracie zbawienia, ale motywuje odbiorców: "Nie bądźcie leniwi, ale naśladujcie tych, którzy przez wiarę i cierpliwość dziedziczą obietnice" (Hbr 6:12). Ostrzeżenia wzmacniają pewność: Prawdziwi wierzący odpowiedzą wytrwaniem.
Takie spojrzenie pomaga uniknąć skrajności: ani: "raz zbawiony, zawsze zbawiony" bez odpowiedzialności, ani: lęk przed utratą zbawienia po każdym grzechu. Zachęca do samobadania (2 Kor 13:5) i ufności w Bożą wierność.
Ale co z tym przerażającym opisem ludzi, którzy zostali „oświeceni”, „zakosztowali daru niebieskiego”, „stali się uczestnikami Ducha Świętego”? Czy to nie są/byli prawdziwi chrześcijanie?
Wyobraź sobie ogród pełen kwiatów. Niektóre rośliny wyrastają wysoko, rozwijają piękne liście, nawet pachną jak prawdziwe róże. Ale gdy przyjdzie czas owocowania – okazuje się, że to tylko dzikie pędy, które przyssały się do szlachetnej łodygi. Tak samo w widzialnym Kościele mogą być ludzie, którzy wydają się być tacy uduchowieni, tak bardzo blisko Chrystusa – bliżej niż niejeden zwykły wierzący.
Widzą miłość braci, która przekracza ludzkie możliwości. Doświadczają odpowiedzi na modlitwy wspólnoty. Słyszą kazania, które poruszają ich sumienie. Mogą nawet intelektualnie uznać Pismo za prawdziwe i piękne. Potrafią płakać na nabożeństwie, śpiewać psalmy z całego serca, usługiwać potrzebującym. Ale nigdy nie oddali swojego serca Jezusowi. Nigdy nie zaufali Mu jako jedynemu Zbawicielowi. Ich wiara była tylko wyznaniem ust. Nigdy nie przyjmowali napomnienia do serca.
I gdy przychodzi próba – czują się urażeni.. i odchodzą. Nie dlatego, że utracili zbawienie (bo go nigdy naprawdę nie mieli), ale dlatego, że ich korzeń nigdy nie sięgnął żywej wody.
To bolesna prawda. Jeśli wystarczająco długo jesteśmy w Kościele, zobaczymy takie odejścia. Ludzi, którzy kiedyś siedzieli obok nas w ławce, podnosili ręce w uwielbieniu, a potem… zniknęli. Odrzucili wiarę. Czasem z hukiem, czasem cicho, po prostu przestali przychodzić.
Nie możemy zajrzeć w ich serce. Nie wiemy, czy to ostateczne odpadnięcie, czy może głęboki, bolesny kryzys, z którego Bóg jeszcze ich wyrwie. Dlatego nie wolno nam ani osądzać zbyt pochopnie, ani tracić nadziei zbyt szybko.
Pozostaje nam jedno: modlić się. Wyciągać rękę. Mówić o Chrystusie z miłością i łzami. Bo Ten, który jest wierny, wciąż potrafi ożywić to, co wydaje się martwe. Wciąż potrafi przyciągnąć do siebie tych, których wybrał od założenia świata.
Przed Bogiem więc – coram Deo – stójmy w pokorze. Badajmy własne serca, czy nasza wiara jest prawdziwa, żywa, wytrwała. I jednocześnie ufajmy obietnicy: Ten, który rozpoczął w nas dobre dzieło, dokończy go aż do dnia Chrystusa Jezusa (Flp 1:6).
Bo w ostatecznym rozrachunku nie nasza siła trzyma nas przy Chrystusie – lecz Jego mocna dłoń trzyma nas. I nie wypuści. Nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz