Lila i jej Ogród Radości
Oto mały, przytulny domek przy ulicy Klonowej. Mieszka tam siedmioletnia Lila. Dziewczynka, która zawsze dostrzegała, gdy coś było nie tak. Zbyt przypieczone tosty? Marszczyła nos. Większa porcja lodów dla brata? Naburmuszona mina. Pewnego wieczoru, po dniu pełnym marudzenia, mama usiadła z nią przy kuchennym stole, w ciepłym blasku lampy przypominającym małe słoneczko.
„Lilu,” powiedziała mama łagodnie, „spróbujmy czegoś nowego. Powiedz mi o trzech rzeczach, które sprawiły ci radość dzisiaj.”
Lila zmarszczyła nos. „Radość? Ale moje kredki się połamały i nikt nie bawił się ze mną na przerwie.”
Mama uśmiechnęła się. „Spróbuj. Szukaj dobrych rzeczy, nawet tych małych.”
Lila zastanowiła się. „No… na śniadanie tata zrobił jajecznicę. I pani w szkole powiedziała, że mój rysunek jest fajny. Aha, i mieliśmy ciasteczka po obiedzie!” Zachichotała, a jej oczy rozbłysły.
„Widzisz?” powiedziała mama. „Twój mózg jest jak ogród. Kiedy zauważasz dobre rzeczy, to jakbyś sadziła nasiona radości.”
Od tamtej pory każdego wieczora Lila i jej mama grały w grę „trzy dobre rzeczy” przed snem. Niektóre dni Lila wymieniała duże chwile – jak wygrany bieg na szkolnym boisku. Inne dni to były drobiazgi – jak zapach kwiatów i deszczu czy też merdający ogon jej psa. Powoli Lila zaczęła zauważać dobre rzeczy także w ciągu dnia. Kiedy jej brat dostał nową zabawkę, nie tylko się nie dąsała, ale zauważyła: „Fajnie, że możemy bawić się razem”. Kiedy dzień był trudny, dostrzegała życzliwy uśmiech koleżanki i czuła się lżej.
Pewnej nocy Lila zapytała: „Mamo, dlaczego mówienie ‘dziękuję’ sprawia, że czuję się tak dobrze?”
Mama otuliła ją kołdrą i powiedziała: „Bo twój mózg uczy się znajdować radość, Lilu. To jak uczenie ogrodu, by rosły w nim kwiaty zamiast chwastów.
Ale jest coś jeszcze ważniejszego – wdzięczność to nie tylko uczucie – to odpowiedź na świętość i dobroć Boga, który jest źródłem wszystkich błogosławieństw. Każdy promień słońca, każdy uśmiech, każda mała radość – to dar od Niego. Kiedy mówisz ‘dziękuję’, nie tylko pielęgnujesz swój ogród radości, ale też oddajesz cześć Bogu, który stworzył wszystko i troszczy się o ciebie.
Nasze serca są stworzone, by uwielbiać Boga, a wdzięczność to jeden ze sposobów, w jaki możemy to robić – uznając, że wszystko, co dobre, pochodzi od Niego.”
„Mamo, ja to czuję… i nawet wiem, że powinnam, ale jakoś mi to słabo wychodzi…” – westchnęła Lila, tuląc się bliżej.
„Kochanie, ujmę to jeszcze tak: Wdzięczność – to to, co czujemy w sercu, a dziękczynienie – to to, co robimy, by oddać chwałę Temu, który nas kocha bez względu na wszystko.
Pamiętasz historię o marnotrawnym synu? Pozwól, że opowiem ci ją dokładniej, bo to jedna z najpiękniejszych opowieści Jezusa, która pokazuje, jak Bóg czeka na nas z otwartymi ramionami. Był sobie człowiek, który miał dwóch synów. Młodszy, pełen marzeń o wolności i przygodach, pewnego dnia podszedł do ojca i powiedział: 'Ojcze, daj mi część majątku, która mi się należy'. Ojciec, choć serce mu pękało, podzielił wszystko sprawiedliwie między synów. Młodszy zabrał swoje złoto i srebra, spakował walizkę i odjechał daleko, do wielkiego miasta, gdzie wyobrażał sobie życie pełne uczt i radości.
Na początku było jak w bajce – balował z przyjaciółmi, kupował co chciał, czuł się panem świata. Ale pieniądze szybko się kończyły. Przyjaciele zniknęli jak tylko zniknęły pieniądze. Głód ścisnął jego brzuch, a ziemia pod stopami stała się obca. W końcu, zdesperowany, zatrudnił się u bogatego gospodarza, pasąc świnie na polach – robotę, której nienawidził. Był tak głodny, że nawet strąki, którymi karmiły zwierzęta, wydawały mu się smakowitym posiłkiem. Tam, w błocie i samotności, syn zaczął myśleć: 'Ileż sług u ojca ma chleba do syta, a ja tu głoduję! Wstanę, wrócę do ojca i powiem: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i tobie. Nie jestem godzien nazywać się twoim synem. Uczyń mnie choćby jednym z najniższych sług'.
Z ciężkim sercem ruszył w drogę powrotną. Ćwiczył w myślach słowa pokuty, czując wstyd i strach. Ale gdy był jeszcze daleko, ojciec go dostrzegł – może stał codziennie na wzgórzu, próbując wyjrzeć poza horyzont. Biegiem ruszył synowi na spotkanie, rzucił mu się na szyję i pocałował, nie zważając na brud i zapach obory i tego, co sobie inni pomyślą. Syn zaczął swoją mowę: 'Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko niebu i przeciwko tobie, już nie jestem godzien nazywać się synem twoim…', ale ojciec nie dał mu dokończyć. Krzyknął do sług: 'Szybko! Przynieście najlepszą szatę i ubierzcie go! Dajcie pierścień na palec i sandały na nogi! Zabijcie cielca tuczonego i uraczcie nas ucztą! Mój syn był umarły, a ożył; zaginął, a odnalazł się!'.
Cały dom wypełnił się muzyką, śmiechem i aromatem pieczonego mięsa. Ale starszy syn, wracając z pola, usłyszał hałas i zmarszczył brwi. Gdy dowiedział się, co się dzieje, gniew zapłonął w nim jak pożar. 'Pracowałem dla ciebie latami, nigdy nie złamałem rozkazu, a dla niego – marnotrawcy! – ucztę? Dla mnie nigdy!' – wybuchnął przed ojcem. Ojciec wyszedł do niego, objął i powiedział łagodnie: 'Synu, ty zawsze jesteś przy mnie, wszystko, co moje, jest twoje. Ale należało weselić się i radować z tego, że ten twój brat był umarły, a ożył; zaginął, a odnalazł się'.
Ta historia, kochanie, to nie tylko opowieść o chłopcu i jego tacie. Jezus opowiedział ją, by pokazać nam Boga – naszego Ojca, który czeka na nas z niecierpliwością. Syn marnotrawny to każdy z nas, gdy oddalamy się od Boga, myśląc, że sami damy radę. Ale kiedy upadamy, Bóg nie czeka na idealne słowa przeprosin. Biegnie do nas, obejmuje i przywraca nam godność – jak tę szatę, pierścień i ucztę. To łaska, czysta i darmowa, która leczy nasze serca.
A teraz posłuchaj czegoś jeszcze ważniejszego: Jezus, Syn tego Ojca, przyszedł na świat właśnie po to, byśmy mogli wrócić do domu. On jest mostem nad przepaścią naszych błędów. Zmarł na krzyżu za nasze grzechy, byśmy nie musieli błąkać się wiecznie w głodzie, wstydzie i potępieniu.
Poznanie Jezusa jako Zbawiciela to jak zrozumieć, że nie musimy zasługiwać na miłość – On już za nas zapłacił cenę. Wdzięczność, którą praktykujemy, zaczyna się od Niego: dziękujemy nie tylko za słoneczko czy ciasteczka, ale przede wszystkim za to, że Jezus nas zbawił i przyprowadza do Ojca.
To On sprawia, że nasze 'dziękuję' staje się prawdziwą piosenką uwielbienia. Kiedy czujesz, że ci słabo wychodzi, pamiętaj: nie chodzi o twoje wysiłki, ale o Jego łaskę. Módl się do Niego, a On pomoże ci wracać każdego dnia, jak ten syn – z sercem pełnym nadziei.
Wdzięczność to właśnie takie wracanie do Boga każdego dnia, z sercem przepełnionym 'dziękujami', wiedząc, że Jezus jest naszym Zbawicielem i przewodnikiem do Ojca.”
Lila kiwnęła głową, zasypiając z uśmiechem. „Więc moje ‘dziękuję’ to jak piosenka dla Boga? I dla Jezusa, który mnie uratował?”
„Dokładnie,” szepnęła mama. „To piosenka, która sprawia, że twój ogród kwitnie, a Bóg się uśmiecha.”
Lata później Lila była znana jako dziewczynka, która potrafiła znaleźć iskrę szczęścia wszędzie – zarówno w dniu słonecznym, jak i słotnym, we wspólnym śmiechu czy nawet w chwilach ciszy. Jej mózg, przeprogramowany przez te nocne gry we wdzięczność, stał się ogrodem pełnym radości. Ale teraz wiedziała też, że ten ogród kwitnie dzięki łasce Boga, który jest jak kochający Ojciec, czekający, by podzielić się z nami wszystkim. A Jezus, jej Zbawiciel, był kluczem do tego ogrodu – tym, który otwiera bramę przebaczenia i napełnia serce prawdziwą wolnością. Świat, jak odkryła, był o wiele jaśniejszy dzięki temu – nie tylko dla niej, ale dla wszystkich wokół, bo jej wdzięczność, zakorzeniona w Chrystusie, stawała się darem dla innych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz