poniedziałek, 22 stycznia 2024

A.Begg 23/1 Kogo winić za cierpienie



O Bożej suwerenności nad cierpieniem


Idąc drogą, Jezus zobaczył człowieka niewidomego od urodzenia. 

- Mistrzu - zapytali uczniowie - kto dopuścił się grzechu, że urodził się niewidomy: on sam czy jego rodzice? 

- To nie z powodu jego grzechu ani jego rodziców - odpowiedział Jezus. 

- Stało się tak, aby mogło się na nim objawić działanie Boga.


Jana 9:2-3


Czasami Bóg ma dla nas coś lepszego niż tylko odpowiedź na nasze pytania.


Kiedy uczniowie Jezusa zobaczyli "człowieka niewidomego od urodzenia" (Ew. Jana 9:1), zadali nurtujące ich pytanie: Kto jest za to odpowiedzialny? Odpowiedź Jezusa wskazuje jednak, że uczniowie zadawali niewłaściwe pytanie. Zamiast szukać winnego za stan niewidomego, musieli nauczyć się lekcji o Bożej suwerenności nad cierpieniem.


Ich założenie było takie, że grzech i cierpienie są ze sobą ściśle powiązane. Założenie to jest zasadniczo prawdziwe. Księga Rodzaju 3 jasno pokazuje, że to właśnie pojawienie się grzechu zakłóciło porządek świata (i to, co było pierwotnie dobre). Wszystkie “ciernie i osty” - dysharmonia, chaos, choroby i wszystko inne - są konsekwencją nieposłuszeństwa Adama i Ewy. 


Chociaż założenie uczniów jest zrozumiałe, ich przekonanie, że istnieje związek między grzechem a cierpieniami konkretnej osoby, postawiło ich na chwiejnym gruncie.


Świadomość, że dwa tysiące lat temu najbliżsi Jezusa zadawali sobie pytania dotyczące cierpienia, jest pokrzepiająca. My również stajemy przed tymi pytaniami, gdy wieści od lekarza są przeciwieństwem tego, na co liczyliśmy, a być może najbardziej dotkliwie, gdy nasi bliscy zmagają się z bólem, którego nie potrafimy uśmierzyć. 


Stajemy przed nimi także wtedy, gdy rozmawiamy z członkami naszej społeczności. Kiedy badamy Pismo Święte, widzimy, że chociaż za nasz grzech trzeba zapłacić - cierpienie, którego doświadczamy, nie jest formą zapłaty


Słowo Boże nie przedstawia nam bóstwa, które drzemie na leżaku i jest obojętne na nasz ból. Kieruje nas raczej do Boga na krzyżu, który rozumie odrzucenie, ból i smutek na najgłębszym poziomie. 


Nie tylko rozumie, ale doświadczył tego dla nas. On "dźwigał nasze boleści i nosił nasze smutki" (Izajasza 53:4), a dźwigając na sobie przygniatający ciężar naszego grzechu, sprawił, że "to lekkie, chwilowe utrapienie przygotowuje nam wieczną chwałę, której nie można porównać z niczym innym" (2 Koryntian 4:17). 


Ten sam Jezus, który dał niewidomemu od urodzenia wzrok (J 9:6-7), obdarzył ciebie, urodzonego w grzechu, najlepszym co miał - zbawieniem. 


Możemy nie rozumieć, dlaczego Bóg prowadzi nas ścieżkami, które wytycza w tym życiu, ale mamy zagwarantowaną wieczność - wolną od bólu i smutku. Wieczną radość w Jego obecności. Wtedy dopiero zobaczymy, jak przez to wszystko prowadził nas w kierunku naszego niebiańskiego domu.


Czy przechodziłeś przez coś tak trudnego, że spowodowało to utratę orientacji? 

Czy okoliczności sprawiły, że szukasz winnego? 


Bóg cierpiał i umarł za ciebie i obiecał, że nigdy cię nie opuści ani nie porzuci (List do Hebrajczyków 13:5). Nie jest zaskoczony twoją sytuacją ani zmaganiami. 


Może nie dać ci teraz odpowiedzi, ale dał ci krzyż swojego Syna, który zapewnia cię, że nie ma takiej granicy, której On by nie przekroczył dla twojego wiecznego dobra. 


Przyjdź do Niego z całym swoim bólem i zagubieniem, a On da ci odpoczynek.


Jana 9:1-11 (sz)

Idąc drogą, Jezus zobaczył człowieka niewidomego od urodzenia. 

- Mistrzu - zapytali uczniowie - kto dopuścił się grzechu, że urodził się niewidomy: on sam czy jego rodzice? 

- To nie z powodu jego grzechu ani jego rodziców - odpowiedział Jezus. - Stało się tak, aby mogło się na nim objawić działanie Boga. Musimy wykonywać dzieło Tego, który Mnie posłał, póki jest dzień. Nadchodzi bowiem noc i nikt nie będzie mógł działać. Lecz dopóki jestem na świecie, rozjaśniam go swoim światłem. 


Następnie plunął na ziemię, zrobił błoto i wysmarował nim oczy niewidomego. - Idź i umyj się w sadzawce Siloam (to znaczy "Posłany") - rzekł Jezus. Niewidomy poszedł, zmył błoto i wrócił uzdrowiony. 


Sąsiedzi oraz ci, którzy znali go jako żebraka, zastanawiali się: - Czy to nie ten, co tu siedział i żebrał? - Tak, to on! - mówili jedni. - Nie, jest tylko do niego podobny - zaprzeczali inni. - Tak, to ja! - odpowiadał uzdrowiony. - Jak to się stało, że widzisz? - pytali go. - Niejaki Jezus wysmarował mi oczy błotem i powiedział: "Idź do sadzawki Siloam i obmyj się". Poszedłem, obmyłem oczy i zacząłem widzieć!


Brak komentarzy: