poniedziałek, 7 października 2024

Jak radzić sobie z irytującymi ludźmi - Jeremy Pierre


Dzieci potrafią być irytujące. Możemy ulec pokusie myślenia, że urodziły się po to, by irytować dorosłych. Wydaje się, że krótkie chwile słodyczy, które wykazują, są jedynymi rzeczami, które powstrzymują dorosłych przed wysłaniem ich na własną wyspę, gdzie mogłyby przeżyć swoje dni irytując się nawzajem, przechodząc w kulminacyjną scenę z Władcy much.


Jest jednak pewien problem z tym stwierdzeniem. Irytacja nie jest atrybutem, który ktoś może posiadać; to reakcja, którą mamy. Dzieci nie denerwują się tak bardzo, jak denerwują się dorośli. W głębi duszy wiemy o tym, pomimo tego, jak zwykle wyrażamy naszą irytację: „Jesteś taki irytujący” lub "Ci ludzie mnie denerwują". Tak naprawdę powinniśmy powiedzieć: „Jestem poirytowany”. Irytacja jest naszą reakcją na okoliczności, których nie lubimy.


Możemy myśleć o irytacji jako o cichej formie gniewu. Gniew jest uczuciem „sprzeciwu” wobec jakiejś zauważonej zniewagi. Irytacja jest wersją tego - odczuwaniem niechęci do kogoś, kto nie spełnia naszych standardów.


Dorośli uważają dzieci za irytujące głównie dlatego, że nie spełniają one ich standardów przyzwoitości. Dzieci są głośniejsze niż powinny, bardziej bałaganiarskie niż powinny, bardziej brudne niż powinny. Wszystko to irytuje dorosłych, którzy zazwyczaj lepiej spełniają te oczekiwania. Ale irytacja nie ogranicza się do interakcji dorosły-dziecko.


PISMO ŚWIĘTE O IRYTACJI


Ten tekst jest częścią serii, w której staramy się pokazać, w jaki sposób Pismo Święte daje ramy do zajmowania się różnymi sposobami, w jakie nasze serca reagują na świat, o których Biblia nie wspomina wprost. 


W pierwszym artykule przedstawiliśmy naszą przewodnią zasadę: Bóg zaprojektował ludzi tak, by reagowali sercem na wyjątkowe sytuacje, w których ich stawia. 


Tak więc nasze konkretne pytanie, na które chcemy odpowiedzieć w tym tekście, brzmi: jak powinniśmy rozumieć irytację jako zakłócenie tego, jak Bóg zaprojektował nasze serca, aby reagowały?


Okazuje się, że problem z naszą irytacją jest taki sam, jak problem z naszym gniewem. 

Irytacja jest emocjonalnym wskaźnikiem tego, że oceniamy innych według standardów naszych własnych pragnień. 


Jeśli ktoś nie daje nam tego, czego oczekujemy i uważamy, że powinien, jesteśmy przeciwko niemu. W przypadku dzieci chcemy ciszy i spokoju lub choć odrobiny szacunku. Kiedy tego nie dostajemy, nasza temperatura emocjonalna wzrasta.


W przypadku relacji z dorosłymi standardy stają się trudniejsze do zidentyfikowania. 

- Profesjonalista, który jest zirytowany swoim kolegą, może chcieć podstawowej uprzejmości polegającej na mówieniu o czymś innym niż osiągnięcia kolegi w każdej rozmowie. 

- Mąż, który jest zirytowany swoją żoną, może chcieć uznania za swoje wysiłki. 

- Dorosłe dziecko, które denerwuje się na swoich rodziców, może chcieć przestrzeni do podejmowania własnych decyzji. Wszystko to są osobiste koncepcje tego, co inni powinni zapewniać.


Ale, jak wspomniałem wcześniej, problem z naszą irytacją jest taki sam, jak problem z naszym gniewem. Jakub pisze: „Wiedzcie o tym, bracia moi umiłowani: niech każdy będzie prędki do słuchania, powolny do mówienia, powolny do gniewu; albowiem gniew ludzki nie rodzi sprawiedliwości Bożej. Dlatego odrzućcie wszelką nieczystość i szalejącą niegodziwość i przyjmijcie z łagodnością zaszczepione słowo, które jest w stanie zbawić wasze dusze” (Jakuba 1:19-21).


[bw:skory do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu..

sz:Niech każdy z was będzie szybki do słuchania, a powolny, jeśli chodzi o mówienie i wybuchanie gniewem.]


Bezbożny gniew nie prowadzi do sprawiedliwości Bożej, ponieważ stosuje jakiś inny osobisty standard sprawiedliwości wobec ludzi wokół nas. - Mój kolega za dużo mówi o sobie, więc mam mu to za złe. 

- Moja żona nie widzi, jak bardzo się staram, dlatego zwracam się przeciwko niej. 

- Moi rodzice nie dają mi przestrzeni, której pragnę, zatem obracam się przeciwko nim.


Nie są to jednak standardy Bożej sprawiedliwości. W ich centrum znajdują się osobiste preferencje, a nie Boże standardy


Nawet jeśli jestem w stanie „ochrzcić” moje własne standardy biblijnym językiem - mój kolega nie powinien się przechwalać, moja żona powinna okazywać mi szacunek, moi rodzice nie powinni mnie prowokować - moja irytacja krąży wokół mojej własnej niewygody, a nie pogwałcenia Bożego standardu lub oczerniania Jego charakteru.


Jakie jest rozwiązanie? Pokora. 

Jakub określa to jako „przyjmowanie z łagodnością zaszczepionego słowa”, co oznacza, że nie upieramy się przy naszym standardzie tego, jacy powinni być inni, ale zamiast tego poddajemy się Biblii, zapisowi miłosiernego serca Boga wobec Jego ludu. Gdyby Bóg tak łatwo wpadał w złość jak my, wszyscy bylibyśmy w poważnych tarapatach.


Biedne dzieci. Tak bardzo potrafimy się na nie denerwować. Ale może nasze nauczanie i dyscyplina poszłyby o wiele dalej, gdyby nasze standardy były kształtowane przez Boże standardy, a nie nasze osobiste preferencje. Być może w ten sam sposób skorzystałyby na tym nasze relacje z innymi dorosłymi.





Brak komentarzy: