Jana 4 (Rozmowa Jezusa
z Samarytanką przy studni)
– Każdy, kto pije
tę wodę, po jakim czasie znowu będzie mieć pragnienie – odrzekł Jezus.
– Ale kto napije się mojej wody, już nigdy nie będzie spragniony. Wręcz przeciwnie! Moja woda wytryśnie z niego i stanie się źródłem życia wiecznego.
– Panie, daj mi swojej wody – poprosiła kobieta – bym już nie była spragniona i nie musiała tu przychodzić po wodę.
Czy można nie iść
do źródła?! Czy można nie pragnąć, nie pić?!
Byłoby to cokolwiek nienaturalne.
Ale Samarytanka właśnie o to prosi: daj mi tej wody, żebym już więcej tu nie musiała
przychodzić. Żebym nie musiała przychodzić do miejsca potępienia, odrzucenia,
ostracyzmu, krytyki, poniżenia – to miejsce, ta woda, owszem zaspokaja, ale i
tak ciągle pozostawia pustym.
Taki jest ten świat. Niby karmi swoim chlebem, pięknem – ale równocześnie
rani, tak głęboko rani.
Nawet, kiedy zbliżamy się do najbliższych, którym ślubowaliśmy, że nic
nas nie rozłączy – przeklinamy i dręczymy jakbyśmy sami byli szatanami. Potem
przychodzi opamiętanie, żal, ale to, co się stało, to już się nie „od-stanie”.
Daj mi tej wody, żebym
tu nie musiała przychodzić.
I Jezus jej dał.
Dał jej siebie.
Jana 7:38
Kto wierzy we Mnie, jak głosi Pismo,
z jego wnętrza popłyną rzeki wody
żywej.
To zaś powiedział o Duchu,
którego mieli wziąć ci, którzy w Niego
uwierzyli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz