Jego żona odeszła. Z jednej
strony, ostatnia noc wyglądała podobnie jak wiele innych nocy w ostatnim
czasie. Odchodziła wcześniej już wiele razy, ale ta noc była inna. Odczucie
porzucenia, zdrady i ciągłego oszukiwania nagromadziło się jak ogromny atak wymierzony
w ich małżeństwo i rodzinę. Ilu to ich było? Trzech, w ciągu zaledwie sześciu
miesięcy? A może więcej? Raz po raz wymierzała ciosy swojej własnej rodzinie. Ileż
to razy narażała i przekraczała budżet rodzinny by zadowolić kolejnego faceta? Nieracjonalne,
bezprawne, urojone miłości.
Ich małżeństwo, niegdyś
słodkie, stało się gorzkim koszmarem. Te pierwsze dni, a może nawet miesiące,
niegdyś szczęśliwe, teraz wydawały mu się odległe i obce. Trudno mu było
uwierzyć, że one w ogóle były prawdziwe. Dwoje dzieci – syn i córka – było
prawdziwymi ofiarami. Kochane przez tatę, ale pozostawione przez mamę. Zostały poczęte
i wychowane w rozpaczy i nieszczęściu. Ich tata zawsze miał nadzieję, że
wszystko się zmieni. Nawet obiecał, że będzie inaczej, że samotność i zdrada,
które znali całe swoje dotychczasowe życie obróci się ku dobremu, ku nadziei,
przynależności i miłości.
Tej nocy, nie wiedząc, co
powiedzieć swoim zdezorientowanym i poranionym dzieciom ukląkł między ich
łóżkami i modlił się:
Boże, proszę Cię uratuj moją ukochaną – matkę moich kochanych dzieci. Sprowadź ją z tej destrukcyjnej, samobójczej
ścieżki. Zostawiła nas dla innych kochanków, wierząc, że u nich znajdzie
ochronę i miłość, której tak pożąda. Ona ucieka od obietnic, które sobie
złożyliśmy i od rodziny, którą zbudowaliśmy razem. Spraw łaskawie, żeby poczuła
się bez nas niezadowolona, pusta i samotna. Może wtedy, w swej rozpaczy i
potrzebie, przypomni sobie o nas, powróci do naszej rodziny i znowu będzie żoną
i mamą. Gdyby tylko wróciła do domu, otworzyłbym przed nią swoje ramiona i
serce jak w dzień naszego ślubu. Kochałbym ją tak, jakbym jej nigdy nie
stracił. Przyprowadź ją do domu, przez wzgląd na Twoje imię, Amen. (Ozeasza
2:5-7)
Kilka lat później, w gorące
sierpniowe popołudnie przechodził przez park. Jego najstarszy syn, teraz już nastolatek
zostawił notatkę na stole w kuchni, że ktoś go odwiezie ze szkoły. Zatem miał
czas, żeby spokojnie wyjść z urzędu. Zwykle potrafił cieszyć się taką zmianą i małym
ćwiczeniem, ale dzisiejszy spacer nie należał do przyjemnych. Temperatury podskoczyły
do rekordowych poziomów, zatrzymując większość ludzi ukrytych gdzieś w
mieszkaniach aż do wieczora. Zobaczył jednak kobietę – jedyną żywą duszę odkąd
opuścił biuro. Była wyczerpana, rozczochrana i zdesperowana. Spijała z ręki
kilka ostatnich kropel z ledwo działającej publicznej fontanny. Trzymała się
jej tak, jakby bała się przewrócić w momencie gdyby miała ją puścić. Kiedy
podszedł bliżej, zaczął powoli rozpoznawać jej twarz…
„Hania?... To ty?” Spojrzał
jej w oczy i zobaczył twarz, którą znał tak dobrze, kobietę, która zraniła go
tak głęboko. Wciąż była jego żoną.
Rozejrzała się niespokojnie,
jakby obawiała się jeszcze kogoś innego, kogoś, kto przechodząc obok mógłby
odkryć jej wstyd. Zostawiła tak wiele za tak mało. Zostawiła wszystko, co
zapewniał jej mąż. Bezpieczeństwo i intymność ze strony prawdziwie dobrego
człowieka porzuciła dla chwilowej przyjemności, dla strasznych, destrukcyjnych
życiowych wyborów. Ci inni mężczyźni zawsze wydawali się tacy atrakcyjni, ale tak
naprawdę nikt i nigdy jej nie kochał. Te relacje nigdy nie były trwałe.
„Dlaczego jesteś tutaj, Haniu?"
„Nie mam dokąd pójść… musiałam
uciec.. od niego.... Jestem tak zmęczona. Boję się.. i chce mi się pić”.
„Chodź do domu, Haniu. Mam
wszystko, czego potrzebujesz. Zadbam o ciebie i będę cię chronić. Nigdy więcej nie
będziesz spragniona”.
W końcu, po kilku trudnych,
niezręcznych i cichych momentach, spojrzała na niego, czując się zagubiona,
zażenowana i zawstydzona. Uśmiechał się. To nie był już naiwny, figlarny
uśmiech, który znała ze swoich pierwszych dni razem z nim. Nie, tamten uśmiech został
zastąpiony czymś głębszym, bardziej wyrafinowany i trwałym. „Kocham cię”,
powiedział. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi i słyszy.
„Ale ty nie wiesz, co ja
zrobiłam... gdzie byłam..”.
„Wiem. Wiem o tych
mężczyznach. Wiem o tym, który jest w twoim mieszkaniu obecnie i o sześciu innych,
którzy byli przed nim. Znam imiona każdego z ich. Haniu, wracaj do domu”.
„Nie, nie rozumiem. Nie jestem
ciebie więcej warta”.
„Haniu, nigdy nie kochałem cię
za coś. Kochałem cię, bo byłaś moja. I mimo, że uciekłaś i oddałaś się innym mężczyznom
– ja poślubiłem cię sobie na podstawie prawa i sprawiedliwości. Nawet jeśli odeszłaś
od naszej miłości i naszej rodziny – ja zaręczyłem cię z sobą na zasadzie łaski
i miłosierdzia”. Nawet jeśli skalałaś nasze przymierze i nie spełniłaś obietnic
„poślubię cię sobie w wierności”. (na podstawie księgi Ozeasza rozdział 2)
Imiona siedmiu kochanków/kochanek ludzkości
Ozeasza 2:22. I zaręczę cię z sobą na zasadzie wierności,
i poznasz Pana. (BW)
To historia o nas. My wszyscy
jesteśmy Hanną. A oto imiona naszych kochanków:
DUMA,
ZAZDROŚĆ, GNIEW, LENISTWO,
CHCIWOŚĆ,
OBŻARSTWO I POŻĄDLIWOŚĆ.
Zdradzonym, ale wiernym mężem
jest Jezus – nasza pierwsza miłość, nasza utracona miłość, nasza nowa miłość.
Niewątpliwie istnieją grzechy
oprócz powyższych. Istnieją też inne
sposoby nazwania ich, ale te siedem
grzechów głównych stały się najbardziej powszechne w historii. Tworzą dom
publiczny z kochankami, które są zarazem znane i nieznane.
Są znane, bo każdy mężczyzna
lub kobieta zakosztowali ich, czy to na jedną noc czy też na całe życie. One uwodziły
grzeszników w każdej kulturze, na każdym kontynencie i w każdym pokoleniu.
Ale są też one nieznane. Niewielu
spojrzało im w twarz na tyle uważnie, aby móc je rozpoznać w tłumie lub też
ocenić spustoszenie, które za sobą zostawiają. Występują w różnych przebraniach,
wkradają się do pozornie nieszkodliwych sytuacji i rozmów. Zakorzeniają się
głęboko w naszej miłości i oddaniu, a następnie, chichoczą, kiedy wszystko
zaczyna się walić i eksplodować. Są najokrutniejszymi i najbardziej
niebezpiecznymi dziewczynami Bonda. Każda piękna i oddychająca swoim własnym
zestawem kłamstw – kłamstw skandalicznych, a jednak dziwnie słodkich i
przekonujących.
Duma - stawia siebie
ponad Boga. Głupio i samobójczo walczy o prymat z Bogiem, sprzeciwiając mu się i
ściągając na siebie jego gniew. Zazdrość - nie może nie być
nieszczęśliwa kiedy inni doświadczają błogosławieństwa i szczęścia. Kipi, kiedy
inni odnoszą sukces, a potajemnie się uśmiecha, gdy im się nie powiedzie.
Niesprawiedliwy Gniew - złośliwie próbuje chronić swoje wadliwe miłości. Wybucha
z powodu egoistycznych, nieistotnych rzeczy, i beztrosko przeocza rzeczy, które
Boga obrażają i okazują mu brak jakiegokolwiek szacunku. Lenistwo - rozpaczliwie
próbuje kontrolować życie w celu zapewnienia sobie komfortu; jednocześnie bojąc
się, żeby ten komfort nie został zakłócony przez potrzeby innych. Jest leniwą
duszą, znudzoną Bogiem i skazaną na powolną śmierć. Chciwość - przytłacza
swoją ofiarę nadmiernym pragnieniem bogactwa i mienia. Pożąda tego, czego nie
powinna, a to, czego chcieć powinna, pożąda zbyt rozpaczliwie i niecierpliwie. Obżarstwo
– oczekuje, że jej podejście do żywności spełnieni jej głębsze pragnienia, czy
to dla komfortu, czy to celu lub kontroli. Ona uwielbia jedzenie. Pożądanie
– to pociąg seksualny, który hańbi swój obiekt pożądania i lekceważy Boga. Irracjonalnie
trzyma się seksu dla egoistycznego zysku, wierząc, że ta przyjemność wypełni
pustkę, którą odczuwa.
Tak długo, jak potrafimy sięgnąć
pamięcią, nasze dusze były wystawiane na wabienie i uwodzenie skąpo odzianych
postaci, tych wszystkich siedmiu kobiet. One knują, mamią i zabiegają o nasze
uczucia; i niestety zbyt często wygrywają, jak nie dzień, to przynajmniej jakiś
moment z naszego życia. Ale ci, którzy uwierzyli Jezusowi zostali wyzwoleni zarówno
ze swojego grzechu jak i z tych nieczystych miłostek i niewierności. Już nie
cechuje nas zniewolenie ze strony naszych dawnych, nielegalnych kochanek.
Jesteśmy kochani na zawsze. Komuś naprawdę na nas zależy. Jesteśmy zaopatrzeni
we wszystko, co potrzebujemy. Wyzwoleni przez głębszą, silniejszą i prawdziwszą
Miłość – ta nowa Miłość jest potężniejsza niż nasza przeszłość. Silniejsza niż
nasze słabości. Lepsza niż wszystko cokolwiek znaliśmy wcześniej.
Jezus przyniósł kiedyś tę samą
dobrą nowinę pewnej kobiecie czerpiącej wodę z niewłaściwego źródła. Zwrócił
się do tej kobiety „sześciu mężów”, która utknęła we wzorcach grzechu i
autodestrukcyjnych zachowań, i powiedział: „– Każdy, kto pije tę wodę, po jakim
czasie znowu będzie mieć pragnienie, ale kto napije się mojej wody, już nigdy
nie będzie spragniony. Wręcz przeciwnie! Moja woda wytryśnie z niego i stanie
się źródłem życia wiecznego”. (J 4, 13-14). Jezus przyszedł do duchowego „trzeciego
świata”, do spierzchniętych gardeł i pustych żołądków. On zaprosił i ją, i nas
do siebie, żeby się nasycić, ugasić pragnienie i żyć.
Isa 55:1-3
Wszyscy
wy, spragnieni, przychodźcie do wody, przychodźcie, nawet jeśli nie macie
pieniędzy. Zboża sobie nakupcie i jedzcie - nawet nic nie płacąc, i wino, mleko
bierzcie także bez pieniędzy!
Po
co macie kupować coś innego prócz chleba, a zarobki wydawać na rzeczy
zbyteczne? Posłuchajcie Mnie, a jeść będziecie, co dobre, i rozkoszować się bez
końca potrawami tłustymi.
Nadstawcie swoich uszu i zechciejcie
przyjść do Mnie, posłuchajcie, a na pewno ocalicie swe dusze. Ja zaś chcę
zawrzeć z wami przymierze odwieczne, przymierze dobrodziejstw obiecanych
Dawidowi.
Jezus poszedł, żeby kobiecie
przy studni zakomunikować coś niezwykle ważnego. Do tej zawstydzonej,
odrzuconej i poniżonej kobiety powiedział: „– Ojciec poszukuje ludzi będą go
szanować autentycznie” (Jana 4:23). Nie ludzi idealnych, atrakcyjnych, zasłużonych.
Jezus przyszedł do tej studni w społecznie nieakceptowanym czasie, aby znaleźć „uwielbienie
dla Ojca”. Takich szukał: zdrajców, kolaborantów, prostytutki i cudzołożników -
grzeszników, których świat już osądził i odrzucił. Ci, którzy czczą Jezusa w
duchu i w prawdzie są uratowani i uwolnieni w duchu i prawdzie z każdego
próżnego i destrukcyjny romansu tego świata. On przyciągnął Niekochanych do
siebie. Poślubił ponownie dawno utraconą żonę i uczynił ją znowu piękną, czystą
i atrakcyjną.
Pełne szczęście na zawsze.
Nasze romanse z grzechem to
nie tylko kwestia moralności, ale radości. To nie chodzi tylko o wierność Bogu,
ale o znalezienie naszego najgłębszego, najbardziej satysfakcjonującego
spełnienia. Wiele osób uważa, że naśladowanie Jezusa jest różnoznaczne z rezygnacją
z naszego szczęścia. Można albo korzystać z zabawy, namiętności i ekscytować
się życiem, tu na krótki czas, albo żyć mdłym, nudnym ale bezpiecznym życiem na
zawsze z Bogiem. To kłamstwo jest cichym, ale srogim obozem koncentracyjnym zagradzającym
mężczyzn i kobiety. Trzyma ich z dala od Boga i torturuje lichymi przyjemnościami,
które tylko prowadzą do szybkiej aczkolwiek nigdy nie kończącej się śmiercią.
Jeśli chcesz być naprawdę szczęśliwy, nawet w tym życiu; jeśli chcesz być
otoczony wszystkim, co, piękne, zabawne i ekscytujące w tym świecie, to chcesz
znaleźć się z Jezusem.
Doświadczając pełni życia z
Jezusem, możemy powiedzieć z Dawidem:
„Wlałeś
w moje serce więcej radości niżbym jej miał z obfitości zboża i wina”. (Psalm 4:8)
Z Jezusem możemy być
nieskończenie bardziej szczęśliwi, niż z czymkolwiek innym. Więcej, bez Niego,
nawet ze wszystkim, co daje świat, nawet gdy jest przepełniony promocjami i
bonusami w pracy, telewizją na żądanie, niekończącym się „stołem szwedzkim”,
rażąco dostępną nagością, zawsze nowymi i lepszymi technologiami i niezliczonymi
innymi towarami, które w końcu stają się bogami – pozostajemy puści.
Argumentem tej książki nie
jest tylko to, że Bóg jest bardziej moralnym lub społecznie akceptowalnym
skarbem, ale to, że On Cię zadowoli bardziej niż ktokolwiek lub cokolwiek
innego. W chrześcijaństwie nie chodzi tylko (ani nawet głównie) o korygowanie
złych nawyków, ale o satysfakcję i spełnienie w najgłębszy możliwy sposób, taki,
który ukazuje Boga takim, jaki On rzeczywiście jest. Nasze serca zostały
zaprojektowane tak, aby cieszyć się pełną i wieczną szczęśliwością, a nie
żałosnymi tymczasowymi przyjemnościami, do których niestety mamy zbyt dużą skłonność,
żeby się ich trzymać. Pycha, zazdrość, gniew, lenistwo, chciwość, obżarstwo i
pożądanie są zdecydowanie niewystarczającymi substytutami cudowności, piękna i
miłości Boga. W porównaniu do Chrystusa, w zestawieniu z pierwotnymi nadziejami,
marzeniami i miłościami, są zabójcami radości. Okradną cię - a nie ozłocą. Otumanią
cię - a nie otoczą cię troską. Odbiorą ci życie - a nie oszczędzą.
Zwracając się do tych małych,
tymczasowych bogów (tych siedmiu kochanek/kochanków) po prawdziwe i trwałe
szczęście jest szalonym i kosztownym polowaniem na złoto głupców. Stracisz
znacznie więcej znajdziesz. To jak czyszczenie spiżarni w celu znalezienia
ciepłego swetra lub przeszukiwanie szafy, żeby znaleźć coś do jedzenia lub
otwieranie lodówki, aby znaleźć swoją ulubioną książkę. Mapa wpisana do naszej
grzesznej duszy nie doprowadzi nikogo z nas do prawdy, chwały, czy szczęścia.
To prowadzi nas po kręgach typu „prawie dobre” ewentualnie „dość dobre”, dopóki
nie usiądzie przy naszym łóżku w hospicjum, trzymając nasze zmieszane,
rozczarowane i beznadziejne ręce w momencie, gdy odpływamy do piekła. Musimy
się obudzić, podrzeć starą mapę, chwycić kompas wskazujący prawdziwy kierunek,
ufając, że Bóg, który ukształtował nasze serca wie, jak je doprowadzić do spełnienia.
Musimy walczyć, aby znaleźć radość w odpowiednich miejscach.
Jesteśmy na wojnie
Ewangelia jest historią o
nieustającym romansie i zaciętej walce. Obietnice, wpisane w historię wierności
Ozeasza, w jego dobroć i miłość w stosunku do Gomer - zostały spełnione w
Jezusie. Piotr pisze:
Wy natomiast zostaliście wybrani przez Boga, jesteście kapłanami Króla,
narodem uświęconym, własnością samego Boga. A waszym zadaniem jest głosić
wspaniale cechy Tego, który wyprowadził was z ciemności do swego cudownego
światła.
Dawniej byliście bezpańscy (nikt
was nie chciał i nie kochał) – teraz staliście się ludem Boga; nie mieliście
pojęcia o Jego miłosierdziu, a teraz doświadczacie go. (1Piotra 2.1-10)
Bóg, który stworzył niebo i
ziemię, został potraktowany przez całą ludzkość (każdego poszczególnego mężczyznę
i kobietę) gorzej niż niewolnik. Jednakże On porzuca swój tron, aby znaleźć swoją
splugawioną narzeczoną, oczyszcza ją z nieczystości, i poślubia ją sobie na
całą wieczność. Każdy, czytając tą historię, mógłby pomyśleć, że Bóg jest
lekkomyślnym kochankiem – głupio zakochany, zaślepiony swoim oddaniem do
kobiety, której nie może i nie powinien zaufać. Mężowie tacy jak on są
uwięzieni w gwałtownym, zamkniętym cyklu złamanego serca; regularnie i
beznadziejnie oszukiwani, zdradzani i opuszczani. Ale nie ten mąż. To, co
wygląda jak ślepe oddanie jest wszystko-widzącym, niezmiennym zobowiązaniem dla
swojego imienia i do swojej wybranki, do rodziny nieprawych, ale jednak wybranych
dzieci. Nie ma nic lekkomyślnego w Bogu, który pisze tą historię – od początku
do końca, każdą stronę – a potem realizuje ją w niewytłumaczalnej, nieustępliwej
i suwerennej miłości.
Jednakże małżeństwo nie jest
jedyną metaforą, jakiej Piotr używa. W następnym wierszu, pisze: „Najdrożsi! Wzywam was, byście unikali
grzesznych pożądań, niszczących waszą duszę, tak jak ludzie obcy i cudzoziemcy unikają kłopotów w nowym miejscu” (1
Pet. 2:11). Narzeczona, która została wykupiona ze swego grzesznego stanu jest
nadal zaangażowana w brutalną walkę z nim. Jesteśmy w stanie wojny. Więcej,
jesteśmy żywym, oddychającym polem bitwy. Zacięta walka toczy się w
nas (Jakuba 4: 1). Pragnienia, którym oddawaliśmy sie wcześniej ukrywają się, kamuflują,
knują i zwalczają te nowe pragnienia, które zrodziły się w stosunku do Boga i
Jego świętości.
Jesteśmy w stanie wojny, ale
dla wierzących, jest to wojna, która już została wygrana. Wrogowie zostali rozpoznani
i pokonani, ale nadal są niebezpieczni. Wynik został rozstrzygnięty, ale wojna toczy
się dalej, a walka jest zacięta jak nigdy dotąd. Zwycięstwo Jezusa na krzyżu
nie miało skutkować zrelaksowaniem i odłożeniem broni. On umarł i
zmartwychwstał, aby uzbroić nas w niezwyciężoną nadzieję, moc Jego Ducha i
obietnice. On poszedł na wzgórze Golgoty, żebyśmy mogli dobić i uśmiercić nasz
grzech (Rzym. 8:13).
Te słowa zostały napisane, aby
poprowadzić cię dalej w kierunku małżeństwa z naszym Bogiem, a także abyś robił
postępy w wojnie przeciwko twojemu grzechowi. Prawdy, ostrzeżenia i obietnice
zawarte na tych stronach mają wytyczyć ścieżkę do większej świętości i większej
radości. Niech Bóg, „który może zachować cię
przed wszelkim upadkiem i stawić w swej chwale jako niewinnego, napełnionego
radością”, (Judy 1:24) otrzyma wszelkie uznanie i chwałę, za każdym razem
gdy doprowadza do końca to, co w tobie rozpoczął (Filipian 1:6).