poniedziałek, 15 grudnia 2025

Jeremiah Knight | Wieczny sąd czy unicestwienie



 Wydaje się, że jest to temat, który cieszy się popularnością wśród wielu osób i zyskuje na znaczeniu dzięki wypowiedziom Kirka Camerona, a prawdopodobnie także innych osób.

Wieczny sąd czy unicestwienie

Niewiele doktryn tak niepokoi współczesnego człowieka jak doktryna piekła. Nie dlatego, że Pismo Święte jest niejasne, ale dlatego, że ludzkie serce wzdraga się przed jej ciężarem. Ostatnio z nową siłą powróciła doktryna unicestwienia. Jej twierdzenie jest proste. Niegodziwi są sądzeni, karani przez pewien czas, a następnie przestają istnieć. Sąd kończy się unicestwieniem, a nie trwałą karą. Dla wielu brzmi to miłosiernie, rozsądnie, a nawet biblijnie. Jednak rozum i uczucia nie są miarą prawdy. Miara ta jest zawarta w Piśmie Świętym.

Debata ta nie jest nowa. Pojawiała się, zanikała i pojawiała się ponownie… w całej historii Kościoła. Jednak za każdym razem, gdy się pojawiała, Kościół musiał powracać do tego samego pytania. Czego faktycznie naucza Pismo Święte i jak rozumiał to pytanie Kościół w przeszłości?

Musimy zacząć od tego, od czego zaczyna Jezus.

Nikt w Piśmie Świętym nie mówi więcej o piekle niż sam Chrystus. Już samo to powinno nas skłonić do refleksji. Jezus nie przejął greckiej mitologii ani rabinicznych przesad. Mówił z autorytetem boskim. Kiedy ostrzegał przed sądem, nie posługiwał się metaforami. Objawiał rzeczywistość.

W Ewangelii Mateusza 25:46 Jezus dokonuje bezpośredniego porównania. Ci (źli) odejdą na wieczne potępienie, ale sprawiedliwi do życia wiecznego. Struktura zdania ma znaczenie. To samo słowo "wieczne" odnosi się do obu przeznaczeń. Jeśli życie wieczne jest niekończącym się świadomym życiem, to wieczne potępienie nie może być tymczasowym unicestwieniem. Język na to nie pozwala. Przeformułowanie jednego oznacza podważenie drugiego.

Już sam ten werset stanowi poważny problem dla anihilacjonizmu (czyli teorii unicestwienia). Argumentacja często zmienia się i mówi, że wieczna kara odnosi się do wiecznych skutków, a nie do trwającego wiecznie doświadczenia. Ale Jezus nie mówi tylko o wiecznych konsekwencjach. Mówi o wiecznej karze. Kara w Piśmie Świętym zawsze zakłada podmiot, który jej doświadcza (czyli dotyczy konkretnej osoby).

Jezus potwierdza to w innym miejscu. W Ewangelii Marka 9:48 mówi o miejscu, gdzie robak nie umiera, a ogień nie gaśnie. Obraz ten nie dotyczy całkowitego spalenia, aż nic nie pozostanie. Chodzi o trwałość i nieustanność. Robak nie umiera. Ogień nie gaśnie. Nacisk kładziony jest na ciągłość, a nie na ustanie (zakończenie).

W Ewangelii Łukasza 16:19-31 Jezus opisuje bogatego człowieka cierpiącego męki po śmierci. Nie jest to przypowieść o unicestwieniu. Człowiek ten jest świadomy, pamięta swoje życie i rozumie swoje oddzielenie. Niezależnie od tego, czy traktuje się to jako przypowieść, czy relację historyczną, sedno pozostaje niezmienne. Jezus przedstawia egzystencję po sądzie jako świadomą i trwałą.


Ci, którzy są zwolennikami unicestwienia, często używają słów takich jak „zniszczyć”, „zginąć” i „śmierć”. Na pierwszy rzut oka terminy te wydają się przemawiać za tym rozwiązaniem. Jednak Pismo Święte samo definiuje swój język.

W Biblii zniszczenie nie oznacza nieistnienia. Oznacza ruinę. Utratę celu. Nieodwracalny osąd. 

Jezus używa tego samego słowa w Ewangelii Łukasza 15, kiedy mówi o zagubionej owcy i zagubionym synu. Nie zostali oni wymazani. Zostali zrujnowani i oddzieleni. 

Paweł używa podobnego języka w 2 Liście do Tesaloniczan 1:9, kiedy mówi o wiecznym zniszczeniu z dala od obecności Pana. Zniszczenie definiuje się poprzez oddzielenie, a nie zniknięcie.

Śmierć w Piśmie Świętym nie oznacza zaprzestania istnienia. 

Adam nie przestał istnieć, kiedy Bóg powiedział, że umrze. Został oddzielony od Boga. 

Paweł w Liście do Efezjan 2:1 mówi, że byliśmy martwi w grzechach i występkach, chociaż fizycznie żyliśmy. Śmierć jest oddzieleniem relacyjnym, a nie unicestwieniem.

Teoria unicestwienia ma również poważne problemy z Księgą Objawienia. W Księdze Obj. 14:11 czytamy, że dym ich męki unosi się w górę na wieki wieków i nie mają odpoczynku ani w dzień, ani w nocy. Nie jest to symboliczny język wskazujący na unicestwienie. Brak odpoczynku zakłada świadomość. Dym unoszący się w górę na wieki wskazuje na stan trwający, a nie na zakończone działanie.

W Obj. 20:10 mowa jest o diable, bestii i fałszywym proroku, którzy będą dręczeni dniem i nocą na wieki wieków. W dalszej części tego samego rozdziału to samo jezioro ognia opisane jest jako miejsce przeznaczenia niegodziwych. Pismo Święte nie przedstawia dwóch różnych wyników tego samego sądu bez wyjaśnienia. Ta spójność jest zamierzona.

Kolejną prawdą, którą ujawnia Pismo Święte, często pomijaną w tej dyskusji, jest to, że sąd nie powoduje skruchy w nieodrodzonym sercu. Nawet pod ciężarem gniewu Bożego bunt nie ustaje. 

W Obj. 16:9 czytamy, że ludzie cierpieli z powodu ogromnego upału, a mimo to bluźnili imieniu Boga i nie okazali skruchy ani nie oddali Mu chwały

Ponownie, w Obj. 16:11, z powodu bólu i ran gryzili swoje języki w udręce i bluźnili Bogu nieba, ale nie okazali skruchy za swoje czyny

Sąd obnaża serce. Nie zmienia go. Ci, którzy umierają w nienawiści do Boga, nie stają się nagle sprawiedliwi pod wpływem kary. Ich wrogość trwa, bunt trwa, a bluźnierstwo pozostaje w ich sercach i na ich ustach. 

Dlatego sąd nie prowadzi do rozwiązania. 

Grzech nie jest spłacany jak dług, który z czasem maleje. Trwa jako aktywna postawa serca przeciwko świętemu Bogu.

Niektórzy próbują argumentować, że ludzie i istoty duchowe podlegają różnym wyrokom. Jednak Jezus nigdy nie dokonuje takiego rozróżnienia. Język dotyczący wiecznego ognia przygotowanego dla diabła i jego aniołów w Ewangelii Mateusza 25:41 odnosi się do tych, którzy Go odrzucają. To samo miejsce. Ten sam wyrok.

Istotne znaczenie ma również historyczne świadectwo Kościoła. Przez pierwsze cztery stulecia chrześcijaństwa dominującym i powszechnym poglądem była koncepcja wiecznej świadomej kary. 

Augustyn, pisząc w IV i V wieku, odniósł się bezpośrednio do kwestii unicestwienia i odrzucił ją jako niezgodną z Pismem Świętym. 

Tertulian, Cyprian, a później św. Tomasz z Akwinu potwierdzili to samo rozumienie. Chociaż istniały mniejszościowe głosy, które spekulowały inaczej, unicestwienie nigdy nie było ustalonym nauczaniem Kościoła powszechnego.

Uderzające jest to, że doktryna unicestwienia zyskuje popularność nie w czasach prześladowań lub odrodzenia, ale w czasach komfortu. Kiedy kościół czuje się niekomfortowo z sądem, szuka sposobów, aby złagodzić jego ostrość. Jednak Pismo Święte nigdy nie daje nam pozwolenia na modyfikowanie sprawiedliwości Bożej, aby uczynić ją bardziej przystępną.

To prowadzi nas do najważniejszej kwestii. Doktryna piekła jest nierozerwalnie związana z doktryną krzyża.

Gdyby grzech można było rozwiązać poprzez tymczasowe cierpienie lub ostateczne zniszczenie, śmierć Chrystusa stałaby się trudna do uzasadnienia. 

Po co to całe wcielenie? Po co agonia okrutnej śmierci? Po co znoszenie gniewu Bożego na sobie? Krzyż ujawnia powagę i ciężar grzechu oraz świętość Boga. Jezus nie poniósł symbolicznej śmierci, aby zbawić nas od symbolicznego sądu. On znosił na sobie prawdziwy gniew, aby wybawić nas od prawdziwego sądu.

Księga Izajasza 53 mówi nam, że kara, która przyniosła nam pokój, spadła na Niego. Kara ta nie była unicestwieniem. Było to świadome cierpienie podlegające boskiej sprawiedliwości. Jeśli tego wymagało zbawienie, to sąd nie może zostać zredukowany do nieistnienia.

Jednocześnie doktryna ta nie może być nigdy głoszona z okrucieństwem lub dumą. Pismo Święte przedstawia piekło z powagą, a nie z radością. Bóg nie cieszy się ze śmierci niegodziwych, jak głosi Ezechiel 33:11. Sąd jest Jego osobliwym, szczególnym dziełem, a nie Jego przyjemnością.

Doktryna piekła istnieje po to, aby uwydatnić łaskę, a nie ją umniejszać. Mówi nam ona, na co zasługujemy. Ewangelia mówi nam, co Chrystus wycierpiał za nas. Jeśli usuniemy rzeczywistość wiecznego sądu, krzyż stanie się mniej potrzebny, mniej pilny i mniej chwalebny.

Teoria unicestwienia może wydawać się pełna współczucia, ale współczucie oderwane od prawdy staje się oszustwem. Zadaniem Kościoła nie jest przekształcanie doktryny zgodnie z kulturowymi wygodami, ale głoszenie tego, co objawił Bóg, z jasnością i pokorą.

Pismo Święte pozostawia nas z poważnym wnioskiem. Sąd jest rzeczywisty. Jest świadomy. Jest wieczny. A ponieważ tak jest, miłosierdzie ofiarowane w Chrystusie jest niemierzalne. Nie jest to doktryna służąca wygrywaniu sporów. Jest to doktryna mająca na celu przebudzenie serc.

Pytanie nie brzmi, czy piekło jest sprawiedliwe według naszych standardów. Pytanie brzmi, czy Bóg jest święty, sprawiedliwy i prawdomówny. Pismo Święte odpowiada na to bez wahania. I wzywa nas, abyśmy nie spekulowali bez końca, ale uciekali się do Chrystusa, póki jeszcze oferuje nam miłosierdzie.

Taka jest waga tej doktryny. I dlatego nie wolno jej nigdy łagodzić.

Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha.

Jeremiah Knight


niedziela, 14 grudnia 2025

Hebr. 6:4-6 | Groźba odstępstwa

 



SNP Hebr. 6:4-6  

 Nie da się bowiem raz oświeconych, 

którzy ponadto posmakowali niebiańskiego daru 

i którym dano stać się uczestnikami Ducha Świętego, 

którzy zakosztowali wspaniałości Słowa Bożego 

oraz mocy przyszłego wieku, 

a którzy odpadli, 

ponownie doprowadzić do opamiętania, 

gdyż oni sami sobie krzyżują Syna Bożego 

i wystawiają Go na publiczną zniewagę. 


PSZ

 Bo nie da się odnowić ku nawróceniu tych, 

którzy raz zostali oświeceni, 

zakosztowali dobrodziejstw niebios, 

mieli udział w Duchu Świętym, 

zasmakowali wspaniałości słowa Bożego 

i doznali mocy przyszłego świata 

- a mimo to odwrócili się od Boga. 

Bo jakby na nowo krzyżują Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko. 



Wyobraź sobie starożytny kościół – wspólnotę wierzących, zebranych w ciasnej izbie, oświetlonej jedynie migotliwym blaskiem oliwnych lamp. Powietrze gęste jest od napięcia. 


Autor Listu do Hebrajczyków, jak doświadczony pasterz, prowadzi swoich słuchaczy ku głębi wiary. Chce ich wyprowadzić z “mlecznych” początków chrześcijaństwa ku twardemu pokarmowi dojrzałości duchowej. „..zwróćmy się ku rzeczom wyższym - Idźmy dalej ku doskonałości!” – woła w 6:1. Ale zaraz dodaje cichy, pełen pokory dopisek: „jeżeli Bóg pozwoli” (Hbr 6:3). Bo wie, że nie wszyscy pójdą tą drogą. Niektórzy zatrzymają się na zawsze. Inni – cofną się tak daleko, że już nie wrócą.


I oto dochodzimy do jednego z najostrzejszych, najbardziej niepokojących fragmentów całego Pisma: ostrzeżenia przed ostatecznym odpadnięciem


Słowa te brzmią jak grom w słoneczny dzień: „Niemożliwe jest bowiem tych, którzy raz zostali oświeceni, zakosztowali daru niebieskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego, zakosztowali też pięknego słowa Bożego i mocy przyszłego wieku, a (gdy) odpadli – ponownie odnowić ku nawróceniu” (Hbr 6:4–6).


Te wersety od wieków budzą dreszcz. Dla jednych są dowodem, że prawdziwie wierzący może stracić zbawienie – jak statek, który raz wypłynął w morze, może zatonąć w sztormie. Ale gdy spojrzymy na całe świadectwo Pisma, obraz staje się inny, jaśniejszy, pełen nadziei. Jezus w Ewangelii Mateusza mówi: „porodzi […] syna, nadasz mu imię Jezus; albowiem On zbawi lud swój od grzechów ich” (Mt 1:21). Nie: „może zbawi”; albo: „spróbuje zbawić” – lecz „zbawi”. Cały lud swój. Bez wyjątku.


Paweł w Liście do Rzymian rysuje złotą nić (łańcuch 5 ogniw) Bożego planu: „Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna jego, a On żeby był pierworodnym pośród wielu braci; (30)  a których przeznaczył, tych i powołał, a których powołał, tych i usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych i uwielbił.” (Rz 8:29–30). Nie ma tu przerwanego łańcucha. Kto raz został złączony z Chrystusem przez wiarę, ten dojdzie do pełni chwały.


A sam List do Hebrajczyków, kilka rozdziałów dalej, głosi triumfalnie: „Jedną bowiem ofiarą uczynił na zawsze doskonałymi tych, którzy są uświęcani” (Hbr 10:14). Uświęcenie – to proces, który dzieje się tylko w sercach prawdziwie wierzących ludzi. Jeśli więc ktoś jest uświęcany, już jest na zawsze udoskonalony w oczach Bożych.


Dlatego słusznie mówił wielki biblista XX wieku, F.F. Bruce: autor Listu do Hebrajczyków „nie podaje w wątpliwość wytrwania świętych; raczej możemy powiedzieć, że podkreśla, iż ci, którzy wytrwają, są prawdziwymi świętymi”.


Kilka słów wyjaśnienia:

Powyższe stwierdzenie odnosi się do spornego problemu teologicznego w Liście do Hebrajczyków, zwłaszcza w rozdziałach 6 (w. 4–6) i 10 (w. 26–31), gdzie autor ostrzega przed "odstępstwem" (apostazją) – świadomym porzuceniem wiary w Chrystusa po jej przyjęciu. 

Te fragmenty opisują osoby, które "oświecone" (doświadczyły łaski, Ducha Świętego, Słowa Bożego), a potem "odpadły" (gr. parapiptō – odpadnięcie, upadek), co czyni ich odnowę "niemożliwą". 

To rodzi pytanie: Czy prawdziwy wierzący (święty) może stracić zbawienie? To dotyka doktryny "wytrwania świętych" (perseverance of the saints), kluczowej w kalwinizmie/reformowanej teologii, gdzie Bóg zapewnia, że wybrani wytrwają do końca (np. J 10:28–29; Rz 8:38–39).

Bruce komentuje te ostrzeżenia, podkreślając, że autor Listu do Hebrajczyków nie kwestionuje boskiej gwarancji wytrwania prawdziwych wierzących. Zamiast tego:

1. Nie podaje w wątpliwość wytrwania świętych: Autor Hbr nie sugeruje, że Bóg pozwoli na odpadnięcie tych, którzy są autentycznie zbawieni. Ostrzeżenia nie są hipotezą o utracie zbawienia przez wybranych, ale raczej środkiem motywacyjnym – podobnym do wezwań Pawła (np. 1 Kor 9:27) czy Jezusa (Mt 24:13: "Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony").

2. Podkreśla, iż ci, którzy wytrwają, są prawdziwymi świętymi: Wytrwanie jest dowodem autentyczności wiary. Jeśli ktoś odpadnie, oznacza to, że nigdy nie był prawdziwym wierzącym – jego doświadczenie było powierzchowne (jak w przypowieści o siewcy, Mt 13:20–21, gdzie ziarno na skalistej glebie wschodzi, ale nie ukorzenia się). Prawdziwi święci (wybrani przez Boga) wytrwają dzięki Bożej opiece, a ostrzeżenia służą do budzenia sumień i zachęcania do pilności.

3. Ostrzeżenia w Hbr jako hipotetyczne lub retoryczne: Bruce widzi je jako poważne przestrogi przed realnym niebezpieczeństwem dla wspólnoty (żydowscy chrześcijanie kuszeni powrotem do judaizmu), ale nie jako dowód na utratę zbawienia przez odnowionych. 

"Upadek" to świadoma, trwała apostazja, a nie przypadkowy grzech. Bóg nie "odnawia" tych, którzy ostatecznie odrzucają Chrystusa, bo to oznaczałoby, że ofiara Jezusa jest niewystarczająca (Hbr 6:6).

4. Wytrwanie jako znak autentyczności: Pismo uczy:

- Zbawienie jest dziełem Boga (Flp 1:6: "Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, będzie je wypełniał aż do dnia Chrystusa Jezusa").

- Ale wierzący muszą "wytrwać" (Hbr 3:14: "Staliśmy się uczestnikami Chrystusa, jeśli tylko aż do końca zachowamy mocno początek ufności").

- Brak wytrwania ujawnia fałszywą wiarę (1 J 2:19: "Wyszli od nas, lecz nie byli z nas; gdyby byli z nas, pozostaliby z nami").

5. Autor Hbr nie buduje systemu teologicznego o utracie zbawienia, ale motywuje odbiorców: "Nie bądźcie leniwi, ale naśladujcie tych, którzy przez wiarę i cierpliwość dziedziczą obietnice" (Hbr 6:12). Ostrzeżenia wzmacniają pewność: Prawdziwi wierzący odpowiedzą wytrwaniem.

Takie spojrzenie pomaga uniknąć skrajności: ani: "raz zbawiony, zawsze zbawiony" bez odpowiedzialności, ani: lęk przed utratą zbawienia po każdym grzechu. Zachęca do samobadania (2 Kor 13:5) i ufności w Bożą wierność.



Ale co z tym przerażającym opisem ludzi, którzy zostali „oświeceni”, „zakosztowali daru niebieskiego”, „stali się uczestnikami Ducha Świętego”? Czy to nie są/byli prawdziwi chrześcijanie?


Wyobraź sobie ogród pełen kwiatów. Niektóre rośliny wyrastają wysoko, rozwijają piękne liście, nawet pachną jak prawdziwe róże. Ale gdy przyjdzie czas owocowania – okazuje się, że to tylko dzikie pędy, które przyssały się do szlachetnej łodygi. Tak samo w widzialnym Kościele mogą być ludzie, którzy wydają się być tacy uduchowieni, tak bardzo blisko Chrystusa – bliżej niż niejeden zwykły wierzący.


Widzą miłość braci, która przekracza ludzkie możliwości. Doświadczają odpowiedzi na modlitwy wspólnoty. Słyszą kazania, które poruszają ich sumienie. Mogą nawet intelektualnie uznać Pismo za prawdziwe i piękne. Potrafią płakać na nabożeństwie, śpiewać psalmy z całego serca, usługiwać potrzebującym. Ale nigdy nie oddali swojego serca Jezusowi. Nigdy nie zaufali Mu jako jedynemu Zbawicielowi. Ich wiara była tylko wyznaniem ust. Nigdy nie przyjmowali napomnienia do serca. 


I gdy przychodzi próba – czują się urażeni.. i odchodzą. Nie dlatego, że utracili zbawienie (bo go nigdy naprawdę nie mieli), ale dlatego, że ich korzeń nigdy nie sięgnął żywej wody.


To bolesna prawda. Jeśli wystarczająco długo jesteśmy w Kościele, zobaczymy takie odejścia. Ludzi, którzy kiedyś siedzieli obok nas w ławce, podnosili ręce w uwielbieniu, a potem… zniknęli. Odrzucili wiarę. Czasem z hukiem, czasem cicho, po prostu przestali przychodzić.


Nie możemy zajrzeć w ich serce. Nie wiemy, czy to ostateczne odpadnięcie, czy może głęboki, bolesny kryzys, z którego Bóg jeszcze ich wyrwie. Dlatego nie wolno nam ani osądzać zbyt pochopnie, ani tracić nadziei zbyt szybko.


Pozostaje nam jedno: modlić się. Wyciągać rękę. Mówić o Chrystusie z miłością i łzami. Bo Ten, który jest wierny, wciąż potrafi ożywić to, co wydaje się martwe. Wciąż potrafi przyciągnąć do siebie tych, których wybrał od założenia świata.


Przed Bogiem więc – coram Deo – stójmy w pokorze. Badajmy własne serca, czy nasza wiara jest prawdziwa, żywa, wytrwała. I jednocześnie ufajmy obietnicy: Ten, który rozpoczął w nas dobre dzieło, dokończy go aż do dnia Chrystusa Jezusa (Flp 1:6).


Bo w ostatecznym rozrachunku nie nasza siła trzyma nas przy Chrystusie – lecz Jego mocna dłoń trzyma nas. I nie wypuści. Nigdy.


sobota, 13 grudnia 2025

Psalm 96 - Rozważanie | „Śpiewajcie Panu pieśń nową, śpiewaj Panu, cała ziemio!”



Wyobraź sobie, że jesteś w zatłoczonym, nowoczesnym mieście – pełnym ludzi różnych kultur, religii, narodowości. Wszędzie reklamy, ekrany, głośniki, aplikacje – każdy krzyczy: „To jest najważniejsze! To da ci szczęście! To jest twój bóg!”. A pośrodku tego hałasu słyszysz cichy, ale nieustępliwy głos:  


„Śpiewajcie Panu pieśń nową, śpiewaj Panu, cała ziemio!” (w. 1)


Albo...zamknij oczy i wyobraź sobie, że jesteś w swoim codziennym życiu – w kuchni rano, w korku, w biurze, w łóżku wieczorem, gdy scrollujesz telefon. Czujesz to zmęczenie, te pytania: „Czy to wszystko ma sens? Czy ktoś naprawdę mnie widzi? Czy świat kiedykolwiek będzie sprawiedliwy?”.

A potem, jakby z innego wymiaru, dociera do ciebie głos:

„Śpiewajcie PANU nową pieśń, Śpiewaj PANU, cała ziemio!”

Psalm 96 nie jest delikatnym szeptem. To nie jest delikatne zaproszenie.  To manifest. To publiczne wezwanie do rewolucji – nie politycznej, ale sercowej. I właśnie w tym miejskim chaosie, w naszym współczesnym Babilonie, brzmi on szczególnie ostro. To wołanie, które chce przerwać twój wewnętrzny hałas. 

1. Nowa pieśń w starym świecie


„Pieśń nowa” nie oznacza po prostu nowego utworu na playlistę uwielbienia. Nie chodzi o to, że masz wymyślić lepszą melodię niż ta z niedzieli. W Biblii „nowa pieśń” zawsze pojawia się wtedy, gdy Bóg zrobił coś radykalnie nowego – gdy wyprowadził Izraela z Egiptu (Ps 98), gdy odbudował Jerozolimę po niewoli (Iz 42), gdy zmartwychwstał Jezus (Obj 5). Chodzi o to, że Bóg zrobił w twoim życiu coś, co zmienia wszystko – nawet jeśli jeszcze tego w pełni nie widzisz.


Co jest więc tym „nowym”, co każe nam śpiewać dzisiaj?  


To, że Bóg w Jezusie Chrystusie już rozpoczął swoje królestwo. Już przyszedł. Już zwyciężył grzech i śmierć. Już otworzył drzwi dla “wszystkich narodów” – nie tylko dla jednego ludu, jednego języka, jednej kultury. I właśnie dlatego psalm woła nie tylko do Izraela, ale do “całej ziemi”, do “wszystkich ludów”, do “rodzin narodów” (w. 7).  


W czasach Dawida to było szokujące. Izrael był małym, zagrożonym narodem pośród wielkich imperiów. A jednak Dawid śpiewa: „Głoście wśród narodów chwałę jego!” (w. 3). Dlaczego? Bo wiedział, że Bóg nie jest lokalnym bóstwem plemiennym. Jest Stwórcą nieba i ziemi. A w Jezusie ten uniwersalny Bóg stał się uniwersalnym Zbawicielem.

Dla mnie osobiście ta „nowa pieśń” zaczęła się, gdy zrozumiałem, że Jezus nie przyszedł tylko do „religijnych ludzi”, do tych, którzy mają wszystko poukładane. Przyszedł do mnie – w moje wątpliwości, w moje porażki, w moje ukryte grzechy. I otworzył drzwi nie tylko dla mnie, ale dla całego świata.

Dlatego psalm nie woła tylko do ciebie indywidualnie. Woła do „całej ziemi”, do „wszystkich ludów”, do „rodzin narodów”. Bo ewangelia nie jest prywatną sprawą. Jest zbyt dobra, by ją zatrzymać dla siebie.


2. Dlaczego fałszywi bogowie są tacy atrakcyjni – i tacy puści?

Przed jakimi bogami klękasz dzisiaj – tak naprawdę?

Wers 5 jest brutalnie szczery: „Wszyscy bogowie narodów są bożkami [nicością]”.  

Współczesny człowiek myśli: „To aroganckie. Jak możesz mówić, że inne religie są fałszywe?”. Ale psalm nie mówi tego z poczucia wyższości. Mówi to z troską – i z realizmem.  


Fałszywi bogowie zawsze obiecują to, co może dać tylko prawdziwy Bóg: znaczenie, bezpieczeństwo, kontrolę, przyjemność. Pieniądze obiecują bezpieczeństwo. Seks i romantyczna miłość obiecują spełnienie. Władza obiecuje znaczenie. Sukces obiecuje akceptację.  


Ale te idee, te bóstwa są „nicością”, bo nie mogą tego dostarczyć. Zawsze w końcu zawodzą. Pieniądze się kończą albo nie zaspokajają. Miłość ludzka jest krucha. Sukces jest ulotny. A kiedy zawodzą, pozostawiają pustkę – i często gniew albo rozpacz.  


Tylko Bóg, który „uczynił niebiosa” (w. 5), ma moc, by naprawdę nas zbawić. Tylko On może dać trwałe przebaczenie, trwałe znaczenie, trwałą radość. Dlatego jest „godzien najwyższej chwały” (w. 4).

I nie chodzi tu o jakieś drewniane czy silikonowe posągi (choć czasem nasze „posążki” bywają bardzo subtelne). Chodzi o to, co naprawdę czcisz, gdy nikt nie patrzy.

Co daje ci poczucie, że jesteś w porządku?

  • Czyjeś pochwały, polubienia, akceptacja?

  • Idealny związek, perfekcyjne ciało?

  • Pełne konto?

  • Kontrola nad życiem?

Ja sam wielokrotnie łapałem się na tym, że moje serce klękało przed tymi rzeczami. I za każdym razem, gdy one zawodziły (a zawsze w końcu zawodzą), czułem pustkę. Bo one są „nicością”. Nie mają mocy, by mnie zbawić.

Tylko Ten, który „uczynił niebiosa”, może dać ci to, czego naprawdę pragniesz: przebaczenie bez warunków; znaczenie, które nie zależy od wydajności; miłość, która nie odchodzi.

Pytanie do ciebie: przed czym klękasz dzisiaj? Gdyby ci to zabrano, czy to sprawiłoby, że twoje życie straciłoby sens?


3. Świątynia bez murów


Psalm mówi o „świątyni” i „przedsionkach” (w. 6, 8). Ale w czasach, gdy go śpiewano po powrocie z niewoli, świątynia była dopiero odbudowywana. A dzisiaj? Nie ma już fizycznej świątyni w Jerozolimie.  


Nowy Testament mówi jasno: “my jesteśmy świątynią”. „Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży w was mieszka?” (1 Kor 3:16).  


To oznacza, że chwała Boga nie jest już ograniczona do jednego miejsca. Jest w tobie. Jest w twojej społeczności. Jest w wierzących w Chinach, w Afryce, w Ameryce Łacińskiej, w Europie. Gdziekolwiek jest lud Boży, tam jest obecność Boża – majestat, moc i piękno (w. 6).  


I właśnie dlatego psalm wzywa “wszystkie narody”, by przyszły i oddały pokłon. Nie muszą jechać do Jerozolimy. Mogą to zrobić tam, gdzie są – przez wiarę w Jezusa.


A zatem, osobiście ... Jesteś świątynią – czy w to wierzysz? Twoje ciało, twój umysł, twoje codzienne życie – to miejsce, w którym mieszka Bóg. Nie musisz jechać gdzieś daleko, by Go spotkać. On jest bliżej niż twój oddech.

To znaczy, że twoje poniedziałkowe spotkanie w pracy, twoja rozmowa z dzieckiem, twoje zmaganie z lękiem – wszystko to może być przestrzenią uwielbienia. Wszystko może być miejscem, gdzie majestat i piękno Boga się objawiają – przez ciebie.


4. Król, który przychodzi sądzić – i to jest dobra nowina


Na koniec psalm wybucha kosmiczną radością: niebo, ziemia, morze, pola, drzewa leśne – wszystko ma się radować. Dlaczego?  


„Bo idzie, zaprawdę idzie, aby sądzić ziemię” (w. 13).  

Wiem, co myślisz. „Sąd? To brzmi jak zagrożenie”.

Ale zatrzymaj się. Pomyśl o wszystkich krzywdach, które widziałeś – w wiadomościach, w swoim życiu, w historii. Pomyśl o łzach, które nikt nie widział. O niesprawiedliwości, która wydaje się wygrywać.

Głęboko w sobie wiesz, że świat nie powinien tak wyglądać. Pragniesz, by ktoś wreszcie powiedział: „Dość. Naprawię to”.

I Bóg mówi: „Przyjdę. I wszystko postawię na właściwym miejscu”.

Ale jak możesz stać przed tym Sądem bez lęku?

Tylko dlatego, że Jezus już stanął tam za ciebie. On wziął na siebie wyrok, który należał się tobie. Dlatego kiedy Bóg będzie sądził świat „sprawiedliwie i według swej wierności”, ty będziesz bezpieczny – nie dlatego, że jesteś dobry, ale dlatego, że On jest dobry i już zapłacił za ciebie.

Bóg mówi: „Przyjdę i wszystko naprawię. Żadna łza nie będzie zapomniana. Żadne zło nie ujdzie bez kary. Żadna ofiara nie będzie daremna”. (Wreszcie ktoś kompetentny weźmie stery w swoje ręce).  


To jest ewangelia: Bóg przychodzi sądzić świat – i właśnie dlatego możemy mieć pokój.


Na koniec: Jest to Pieśń, którą świat musi usłyszeć


Psalm 96 nie jest tylko pięknym tekstem liturgicznym. To misyjny manifest.  


W świecie pełnym konkurujących „bogów” – ideologii, przyjemności, sukcesu – mamy głosić: „Pan króluje!” (w. 10). Nie po to, by potępiać innych, ale by zaprosić ich do prawdziwej radości.  


Nie ma prawdziwej radości bez sprawiedliwości. A nie ma sprawiedliwości bez Króla, który przychodzi ją ustanowić.  


Dlatego śpiewajmy tę nową pieśń – nie tylko w kościele, ale w naszych domach, miejscach pracy, miastach. Niech cała ziemia usłyszy. Niech cała ziemia się raduje.  


Bo On idzie. I to jest najlepsza nowina, jaką świat kiedykolwiek usłyszał.


Obj. 5(9)  I zaśpiewali nową pieśń tej treści

Godzien jesteś wziąć księgę i zdjąć jej pieczęcie, ponieważ zostałeś zabity i odkupiłeś dla Boga krwią swoją ludzi z każdego plemienia i języka, i ludu, i narodu, (10) i uczyniłeś z nich dla Boga naszego ród królewski i kapłanów, i będą królować na ziemi.