Durham,
N.C. - w czwartek
rano, kilka miesięcy temu,
dostałam telefon od asystenta mojego lekarza. Mówi mi,
że mam 4-stadium raka. Skurcze żołądka, na które cierpiałam nie były spowodowane wadliwym pęcherzykiem żółciowym, ale przez ogromny
guz.
Mam 35 lat. Dokonałam wielu rzeczy. Lecz
nagle świat stał się dla mnie bardzo mały. Opadłam na kolana i zapłakałam. Zadzwoniłam
do mojego męża. Był niedaleko. Czekałam,
aż przybył, żeby móc objąć się ramionami i powiedzieć to, co musi
być powiedziane w takim momencie. Pokochałam cię na zawsze. Jestem bardzo wdzięczna za nasze wspólne życie.
Proszę, dbaj o naszego
syna. Potem wyprowadził mnie
z mojego biura do szpitala, aby rozpocząć to, co zostało
z mojego nowego życia.
Ale jedną z
moich pierwszych myśli była również ta: O Boże,
to jest ironia. Niedawno
napisałam książkę pod tytułem “Blessed” (Błogosławiony, szczęśliwy).
Jestem
historykiem amerykańskiej ewangelii sukcesu. Mówiąc prościej, ewangelia sukcesu – to przekonanie, że Bóg da zdrowie i bogactwo
tym, którzy mają odpowiedni rodzaj
wiary. Spędziłam 10
lat na wywiadach z tele-ewangelistami
szafującymi duchowymi formułami,
jak zarobić pieniądze z Bożego cudu.
Trzymałam ręce osób
na wózkach inwalidzkich, o które modliły
się gwiazdy znane z cudownego dotyku. Siedziałam
w domach ludzi i słuchałam o tym,
jak nigdy nie posiadaliby obecnego domu marzeń
bez zachęty, którą usłyszeli w niedzielę.
Pojechałam
na pielgrzymkę z Faith
Healer [uzdrowiciel wiarą] Benny Hinn’em i 900 turystami, żeby przejść śladami Jezusa w
Ziemi Świętej i zobaczyć, co ludzie będą gotowi zaryzykować dla szansy na własny cud.
Zmarnowałam rodzinne wakacje upierając się,
żeby mnie podrzucić na najbardziej pokazowe nabożeństwo mega-kościoła
w mieście. Jeśli była rzeka płynąca
przez sanktuarium, orzeł latający swobodnie w audytorium
lub ogromny, kręcący się posąg Złotego Globu, byłam tam.
Dorastając
w latach ‘80 na preriach Manitoba w Kanadzie – teren głównie zasiedlony przez mennonitów, uczono mnie
na moim biblijnym obozie anabaptystycznym, że niewiele było rzeczy
bliższych Bożego serca niż pacyfizm, prostota i
zdolność do wyrażenia pochwały sąsiedzkiego kombajnu (John Deere Turbo)
bez zazdrości. Choć
mennonici są najlepiej znani z ich czepków i konnych zaprzęgów, są oni, w przeważającej części, kapitalistami w
cywilu, jak reszta z nas. Uwielbiam ich. Wyszłam za jednego.
Ale kiedy pewni mennonici w
moim rodzinnym mieście zaczęli
dawać pieniądze dla pastora, który jeździł motocyklem na scenie – motocyklem,
który mu dali na nowe święto kościelne
o nazwie "Dzień Doceniania Pastora"
- byłam naprawdę
zaskoczona. Każdy też, z kim rozmawiałam mówił szczerze, że chce zdobyć bogactwo po to, by błogosławić innych. Ale mennonici?! Spośród
wszystkich ludzi – tradycja, która kiedyś z podejrzliwością patrzyła
na blask chromowanych zderzaków
i luksusowych firan
- jak mogli teraz
uczestniczyć w zgromadzeniu, które kocha
nieograniczone gromadzenie?!
Zagadka
z mennonickiego mega-kościoła
stała się moją intelektualną obsesją.
Nikt wtedy jeszcze nie napisał
zrównoważonej oceny tego, w jaki sposób ewangelia
dobrobytu [sukcesu] wyrosła z małych przebudzeń namiotowych
w całym kraju w latach ‘50 do jednej z najbardziej popularnych form amerykańskiego chrześcijaństwa – i dlatego zdecydowałam się
to zrobić. Dowiedziałam się, że ewangelia
dobrobytu wyrosła częściowo z amerykańskiej metafizycznej tradycji „Nowa Myśl” [New Thought]. (Owoc późniejszych 19-wiecznych nauk
o sile umysłu: Pozytywne
myśli przynoszą pozytywne okoliczności,
a negatywne myśli – negatywne
okoliczności).
Odmiany
tego przekonania stały się fundamentalne dla rozwoju psychologii samopomocy. Dziś jest to standardowy moment "Aha!"
w zajęciach Oprah LifeClass. Jest to również powód, dla którego twój
wujek ma kopię "Jak
zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi" [“How to Win Friends and Influence People”].
Jest to również powód, dla którego ponad 19 milionów kupiło
„Sekret” ["The Secret"]. (Zachowaj swoje pieniądze:
tajemnica polega na pozytywnym myśleniu). Te wyobrażenia o potędze władzy umysłu stały się
popularną odpowiedzią na trudne pytanie: dlaczego niektórzy ludzie są uleczeni, a niektórzy nie?
Współczesną
ewangelię sukcesu można bezpośrednio przypisać teologii
pastora E. W.
Kenyon [przełom XIX i XX w.], którego ewangeliczna interpretacja Nowej Myśli uczyła chrześcijan wiary, że ich umysły były potężnymi inkubatorami
dobra lub zła. Chrześcijanie,
jak radził Kenyon, muszą unikać słów i pojęć, które tworzą choroby i ubóstwo; Zamiast
tego powinni powtarzać: "Bóg jest we mnie. Boże możliwości należą do mnie. Boża siła jest
moja. Boże zdrowie jest moje. Jego sukces – jest
mój. Jestem zwycięzcą. Jestem zdobywcą". Albo,
jak wyznawcy „prosperity” [czyli powodzenia] podsumowali to dla mnie "Jestem błogosławiony".